Uważam specjalizację za klucz do sukcesu, a przy tym – istotny czynnik wpływający na jakość usług

„Trudno dziś zaistnieć na rynku bez pojawiania się w mediach społecznościowych. Nie ma co ukrywać – stanowią one kolejny, istotny kanał komunikacji i sprzedaży naszych usług. Są też szansą na odróżnienie od innych prawników na rynku. Dzięki mediom społecznościowym znajdujemy wielu klientów” – rozmowa z adwokatem Bartoszem Kubistą, wykładowcą na Uniwersytecie Śląskim oraz Partnerem Kancelarii GLC.

Dzień dobry. Bardzo się cieszymy, że zgodził się Pan z nami porozmawiać. Na początek chętnie dowiemy się więcej o początkach Pana kariery – co spowodowało, że postanowił Pan rozpocząć studia prawnicze?

Przypadek. Nigdy nie chciałem być prawnikiem i nie widziałem się w tej roli. Moim ogromnym marzeniem było zostać reżyserem teatralnym. Podczas konsultacji dla kandydatów na PWST w Krakowie (dzisiejsza Akademia Sztuk Teatralnych w Krakowie) usłyszałem jednak, że wówczas optymalną ścieżką dla przyszłych reżyserów było aplikowanie na studia reżyserskie po zakończeniu studiów na innych kierunkach, „by nabrać dojrzałości”. I tak wylądowałem na Prawie i Międzywydziałowych Indywidualnych Studiach Humanistycznych na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Z „MISHu” szybko zrezygnowałem. A Prawo… cóż, okazało się, że mam do tego dryg i całkiem nieźle się w tym odnajduję. I tak już zostałem do dziś.

Kolejnym wyborem była aplikacja adwokacka – dlaczego akurat ta?

Od początku nie widziałem dla siebie miejsca w sądach ani w prokuraturze, to nie moja bajka. Zawsze pociągała mnie swoboda wykonywania wolnego zawodu. Początkowo wahałem się nad rozpoczęciem kariery w notariacie, jednak po odbyciu praktyk zawodowych w kancelarii notarialnej i adwokackiej ostatecznie zdecydowałem się na wybór tej drugiej ścieżki. Dlaczego zostałem adwokatem, a nie radcą prawnym? Chyba z powodu mojej Mamy, która od najmłodszych lat widziała we mnie adwokata i po części jej marzeniem było zobaczyć mnie w todze z zielonym żabotem. Dla wielu moich znajomych ten wybór jest nieoczywisty – nie znoszę prawa karnego (i nie boję się o tym mówić głośno), mojemu stylowi pracy bliżej do in-house’a niż lwa sali sądowej. Obsługuję wyłącznie przedsiębiorców, co również wskazuje raczej na radcę prawnego. Niemniej – nigdy swojego wyboru nie żałowałem i jestem dumny z bycia członkiem samorządu adwokackiego.

Jest Pan również doradcą podatkowym. Kiedy stało się dla Pana jasne, że to właśnie podatki staną się jednym z obszarów Pana specjalizacji?

Pod koniec trzeciego roku studiów, gdy tylko się z nimi zetknąłem. Trafiłem wówczas na spotkanie Koła Naukowego Prawa Podatkowego. I już wiedziałem, że to moje miejsce, moja specjalizacja i moja przyszła ścieżka kariery. Mam bardzo analityczny umysł, lubię pracować z liczbami, dobrze poruszam się po kazuistycznych i bardzo szczegółowych przepisach. Prawo podatkowe świetnie wpasowuje się w te kryteria. Zajęcia z prawa podatkowego, które zaczęły się na czwartym roku tylko potwierdziły moje wcześniejsze refleksje, w czym niemała zasługa mojej promotorki prof. dr hab. Jadwigi Glumińskiej-Pawlic, której podejście do studentów i wykładanego przedmiotu pomogło mi zdecydować się na podatki.

Posiada Pan wiedzę i doświadczenie z obszaru prawa finansowego, którym dzieli się Pan ze studentami Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego. W jaki sposób wpływa na Pana praca ze studentami?

Uwielbiam pracę ze studentami. Sprawia mi bardzo dużo radości i satysfakcji. Mój tata jest nauczycielem i można powiedzieć, że dydaktykę mamy we krwi. Wydaje mi się – patrząc po ankietach studenckich – że studenci równie są zadowoleni z jakości i sposobu prowadzenia przeze mnie zajęć, co jest bardzo podbudowujące i stanowi dla mnie motywację do dalszej pracy na tym polu. Pomijając kwestie satysfakcji, sądzę również, że praca ze studentami bardzo przydaje się w mojej codziennej praktyce. Dzięki niej ciągle szlifuję umiejętności prostego przekazywania wiedzy o bardzo trudnej działce prawa, jaką jest prawo finansowe i podatkowe. Przydaje się to również w dyskusjach z klientami, którzy nie oczekują skomplikowanych naukowych wywodów tylko prostego wyjaśnienia im ich sytuacji. Prowadzenie zajęć ze studentami i przygotowywanie się do zajęć pozwala mi też stale odświeżać moją wiedzę podatkową.

Czy uczestniczenie w wykładach i ćwiczeniach „po drugiej stronie” wpłynęło na sposób, w który postrzega Pan studiowanie? Jakie rady dałby Pan młodszemu sobie, który kiedyś siedział w uczelnianej ławce? Na pewno będą one wartościowe dla naszych młodszych Czytelników.

Myślę, że po tylu latach mogę już przyznać otwarcie, że w zasadzie nigdy nie chodziłem na wykłady. Trudno mi się na nich skupić. Zawsze wolałem indywidualną pracę z tekstem ustawy i książką, niż notowanie na wykładach. I szczerze – dziś po latach bym tego nie zmienił. Uważam, że każdy ma prawo do studiowania w sposób, który mu odpowiada. Jedni wolą chodzić na wykłady i słuchać, inni – siedzieć w domu i czytać. Każda droga jest tak samo dobra. Stąd staram się zapewniać „moim” studentom wiele swobody. To ja jestem dla nich, nie oni dla mnie. Jeżeli jakością prowadzonych przeze mnie zajęć nie zachęcę ich do uczestnictwa w zajęciach i aktywności – nie mogę ich do tego zmuszać.

Pana praca została doceniona przez kapitułę konkursu Wolters Kluwer „Rising Stars Prawnicy – liderzy jutra”. Jak to wyróżnienie wpłynęło na Pana motywację do dalszego samorozwoju?

To wielkie wyróżnienie, z którego jestem dumny. To docenienie mojego zaangażowania i podejścia. Nie jest łatwo znaleźć się w gronie zaledwie dziesięciu laureatów w skali ogólnopolskiej i dlatego rozpatruję to wyróżnienie w kategoriach mojego ogromnego sukcesu. Dla mnie to wielka motywacja do dalszych działań i dalszego podążania obraną wcześniej ścieżką. Miło wiedzieć, że moja praca została doceniona, zwłaszcza, że spore znaczenie dla otrzymania nagrody mają również opinie moich klientów.

Nie ukrywamy, że na portalu LinkedIn spędzamy sporo czasu – ale Pan chyba też! Otrzymał Pan nawet wyróżnienie na Liście 50 prawników i prawniczek, których warto obserwować na LinkedIn czasopisma Marketing Prawniczy. Jakie możliwości otwiera przed branżą prawniczą korzystanie z mediów społecznościowych?

Trudno dziś zaistnieć na rynku bez pojawiania się w mediach społecznościowych. Nie ma co ukrywać – stanowią one kolejny, istotny kanał komunikacji i sprzedaży naszych usług. Są też szansą na odróżnienie od innych prawników na rynku. Dzięki mediom społecznościowym znajdujemy wielu klientów. Ci często nawiązując z nami kontakt zaczynają od tego, że zetknęli się z moją publikacją na LinkedIn i akurat mają podobny problem. Na rynku prawniczym wiele zależy od marki osobistej. Tę stosunkowo dobrze można budować właśnie dzięki aktywności w mediach społecznościowych.

Jak wygląda Pana warsztat pracy, jeżeli chodzi o tworzenie treści? To proces uporządkowany i zaplanowany, czy może tematy postów przychodzą Panu do głowy spontanicznie?

Wszystkie treści przygotowuję sam od A do Z, łącznie z grafikami, którymi je okraszam. Staram się reagować na aktualne problemy, „gorące tematy” czy ciekawe orzeczenia lub interpretacje indywidualne. Reaguję również na sprawy i bolączki naszych klientów – bardzo często (oczywiście anonimowo) odnoszę się w swoich publikacjach do problemów naszych klientów lub absurdów w działalności organów podatkowych, z którymi spotykam się o wiele częściej, niż bym sobie tego życzył. Na podobne tematy reaguję jednak spontanicznie – jestem fatalny w planowaniu, nie mam więc założonej z góry strategii komunikacji czy planu publikacji. Biorąc pod uwagę wspomniane wcześniej wyróżnienie Marketingu Prawniczego – sądzę, że nie przeszkadza to w tworzeniu wartościowych treści.

Regularnie publikuje Pan treści edukacyjne. Wśród nich natknęliśmy się na wpis dotyczący tego, czy można być jeszcze „adwokatem od wszystkiego”. Często pytamy o to naszych rozmówców – jakie jest Pana zdanie na ten temat?

Podtrzymuję w pełni tamte słowa. Nie wyobrażam sobie dziś adwokata czy radcy prawnego, który zajmuje się wszystkim. Uważam specjalizację za klucz do sukcesu, a przy tym – istotny czynnik wpływający na jakość usług. Nie wierzę, że można dziś być ekspertem od prawa karnego, rodzinnego, gospodarczego, zamówień publicznych i prawa własności przemysłowej. Każda z tych działek jest ogromna i aby należycie się w niej odnajdywać, potrzeba nie tylko ogromnej wiedzy, ale i doświadczenia. Nie sposób dogłębnie znać się na każdej z nich. Zauważam również zmianę podejścia klientów do tych tematów. Coraz mniej przedsiębiorców szuka dziś prawnika od wszystkiego, a stawia właśnie na specjalizację. W tak zmieniającym się rynku prawniczym wybranie sobie swojej wąskiej działki prawa pozwoli również na wyróżnienie się i trafienie z naszą ofertą w gąszczu klientów do podmiotów, które faktycznie są naszym targetem.

Skąd się wziął wolontariat w Pana życiu? Czy może opowiedzieć nam Pan o stowarzyszeniu „Street Law Katowice”, w którym pełnił Pan funkcję Prezesa Zarządu?

Aby nie było wątpliwości – nie byliśmy inicjatorami akcji Street Law, w ramach której studenci z wydziałów prawa przeprowadzają wykłady na temat prawa w szkołach średnich. Akcja rozpoczęła się na długo przed założeniem przez nas Stowarzyszenia, które swoją nazwą odwołuje się do nazwy akcji. Początkowo zaangażowałem się wraz ze znajomymi w Street Law chyba ze względu na wspomniany wcześniej dryg do uczenia innych. Niestety nasze spostrzeżenia po przeprowadzeniu kilku wykładów były zatrważające – świadomość prawna młodzieży była na niskim poziomie. Tymczasem prawo jest przecież wszechobecne i każdy powinien znać jego podstawy. Z tego powodu postanowiliśmy zinstytucjonalizować i zintensyfikować nasze działania, zakładając Stowarzyszenie, którego celem i misją było kształtowanie świadomości prawnej młodzieży. Pierwotnie byłem jego Prezesem Zarządu. Dziś mam już mniej czasu na angażowanie się w jego działalność, myślę jednak, że przez te kilka lat udało nam się realizować naszą misję.

Chociaż o pandemii COVID-19 udało nam się już prawie zapomnieć, to bez wątpienia zostawiła po sobie pewne ślady. Co Pana zdaniem najbardziej zmieniło się w tamtym okresie w branży prawniczej – na lepsze i na gorsze?

Okres pandemii nie był łatwy dla branży prawniczej, jednak paradoksalnie z zawodowego punktu widzenia dostrzegam wiele plusów tej sytuacji. Najistotniejszy z nich to informatyzacja i cyfryzacja naszych usług. Dzięki pandemii wszyscy nauczyliśmy się wreszcie, że większość spraw naprawdę można załatwić mailem lub w ramach telekonferencji. Obecnie 90% moich spotkań odbywam właśnie zdanie. Dla moich klientów i dla mnie to ogromna oszczędność kosztów i czasu marnowanego wcześniej na dojazdy. Bez pandemii dochodzenie do tego poziomu trwałoby zapewne jeszcze kilka lat. Pandemia pozwoliła nam również nauczyć się pracy zdalnej. Choć GLC od początku kładło mocny nacisk na elektronizację akt, elektroniczna wysyłkę i odbiór korespondencji, pracę w chmurze, etc., to jednak pandemia pozwoliła nam przyspieszyć wiele procesów w tym zakresie. Mieliśmy też to szczęście, że w naszej branży, jaką jest obsługa biznesu byliśmy w stanie odnaleźć się z nowymi usługami dla naszych klientów i oferować im między innymi pomoc w pozyskiwaniu wsparcia finansowego czy broniąc ich przed karami nakładanymi w związku z naruszeniem często bezprawnych zakazów. Negatywnym skutkiem pandemii było oczywiście spowolnienie na rynku – klienci rzadko decydowali się na nowe projekty, oglądając się na wydatki – rzadziej korzystali z naszych usług. Część naszych klientów nie przetrwała tego trudnego okresu i zamknęła działalność. To ogromna tragedia.

A jak Pana zdaniem wygląda przyszłość rynku prawniczego? Czy zaobserwował Pan jakieś trendy, które w najbliższym czasie będą się nasilać? A jeśli tak – jak się do tych zmian przygotować?

Nie sposób wyrokować. Branża zmienia się dziś bardzo dynamicznie i staje przed kolejnymi ogromnymi wyzwaniami, jak choćby rozwój sztucznej inteligencji. Choć na ten moment nie można mówić o ryzyku wyparcia prawników przez AI, szybkość, z jaką rozwija się ten segment sprawia, że ten moment w końcu nadejdzie. Przewiduję, że w najbliższych latach na rynku dominować będą dwie grupy podmiotów: z jednej strony „duże kancelarie”, zrzeszające wielu ekspertów. Sadzę, że zauważalna będzie tu dalsza konsolidacja – te kancelarie nie tylko ugruntują swoją pozycję, ale i zwiększą udział w rynku. Z drugiej strony przewiduję wzrost znaczenia kancelarii „butikowych”, świadczących w małych zespołach usługi w wąskim zakresie specjalizacji. Coraz trudniej będzie odnaleźć się na rynku prawnikom, którzy nie mają na siebie pomysłu i nie prowadzą działań sprzedażowych. To absurd, ale wciąż istnieją kancelarie, które nie mają strony internetowej albo mają stronę internetową opartą o darmowy szablon. Prawnicy muszą się wreszcie nauczyć nowego podejścia. Nie ma co się bać takich zjawisk jak sztuczna inteligencja, cyfryzacja czy wzrost znaczenia marketingu w mediach społecznościowych. Trzeba je wykorzystać dla swoich celów.

Podatki to gorący temat, więc bycie „na bieżąco” ze wszystkimi kwestiami prawnymi w tym zakresie na pewno wymaga od Pana sporych nakładów czasu, a także stalowych nerwów. Czy wierzy Pan w work-life balance? A może to równowaga, której według Pana nie da się osiągnąć?

Bardzo cenię sobie work-life balance. Jako wciąż całkiem świeży rodzic, przywiązuję ogromną wagę do tego, by popołudniami móc spędzać czas z rodziną. Nie zawsze udaje mi się uniknąć zabierania pracy do domu i rzadko mieszczę się w ośmiogodzinnym dniu pracy, jednak dokładam wszelkich starań, by znaleźć odpowiednio dużo czasu dla rodziny. Na szczęście bardzo często mi się to udaje. Pomaga mi w tym świetny zespół, który miałem przyjemność budować z innymi partnerami w GLC. Mam do niego ogromne zaufanie. Współpraca z naszymi ekspertami pozwala mi jako partnerowi często odciąć się od pewnych tematów, bo mam pewność, że bez mojej ingerencji zostaną należycie zaopiekowane. Staramy się jednocześnie, aby GLC było doskonałym miejscem pracy dla naszych prawników i aby oni również nie byli nadmiernie obciążani zadaniami. Wydaje mi się, że ta sztuka nam się udaje – ludzie współpracują z nami latami, rotacja kadry jest mała, a ludzie są zadowoleni z pracy u nas. Nasze doświadczenia wskazują więc, że work-life balance nie jest niedoścignionym ideałem, nawet przy założeniu ciągłego rozwoju.


Bartosz Kubista – partner GLC, adwokat, doradca podatkowy, a także doktor nauk prawnych. Wykładowca na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego w Zespole Prawa Finansowego i Podatkowego oraz na Akademii WSB w Dąbrowie Górniczej. Wiceprzewodniczący Zarządu Śląskiego Oddziału Krajowej Izby Doradców Podatkowych VI Kadencji a także Laureat konkursu „Rising Stars: Prawnicy – liderzy jutra 2021” organizowanego przez Wolters Kluwer Polska.

Prawieoprawie