Co czeka świat prawniczy – tego chyba nikt nie wie

„Chciałbym, żeby wybrzmiało, że bycie in-housem nie jest prostsze, czy mniej wymagające niż bycie prawnikiem w kancelarii. Analogicznie, bycie prawnikiem w kancelarii nie jest prostsze czy mniej wymagające niż bycie in-housem. Te funkcje mają inną specyfikę, inną rolę, inny sposób funkcjonowania” – rozmowa z Jackiem Czają, radcą prawnym pełniącym funkcję prawnika wewnętrznego w Inter Cars S.A.

Dzień dobry, bardzo nam miło, że zgodził się Pan z nami porozmawiać. Proponujemy zacząć rozmowę od pierwszych kroków na ścieżce kariery – kiedy podjął Pan decyzję o rozpoczęciu studiów prawniczych?

Aż strach opowiedzieć tę historię. Ostrzegam, brzmi przerażająco! 😊

Byłem w drugiej klasie gimnazjum (jeśli się nie mylę, miałem wtedy chyba 14 lat). Byłem na wakacjach, w górach, u mojej Babci.

Pamiętam, że stwierdziłem, że najwyższy czas zastanowić się nad moją przyszłością – bo przecież za rok już liceum i trzeba wybrać profil. A skoro trzeba wybrać profil, to trzeba wiedzieć jaka matura. A skoro trzeba wiedzieć jaka matura, to przecież muszę już wiedzieć jakie studia.

I chyba już każdy domyśla się do czego zmierzam.

Analizowałem do drugiej w nocy, co lubię, w czym jestem dobry itp. Kiedy podjąłem decyzję, poszedłem spać. Tak sobie myślę, że trochę w wieku 14 lat, nie wiedząc tak naprawdę kim jestem, stosowałem koncept Ikigai – oczywiście nie zdając sobie nawet sprawy, że coś takiego istnieje.

Ukończył Pan aplikację radcowską. Co skłoniło Pana do wyboru niebieskiego żabotu?

Dwa czynniki. Po pierwsze, popytałem znajomych i słyszałem, że akurat w Warszawie na aplikacji radcowskiej można nauczyć się więcej niż na adwokackiej i że radcowska ścieżka kojarzy się bardziej z biznesową. Po drugie, moi najbliżsi znajomi wybrali ten kolor. Od razu to zaznaczę, że nie zgadzam się z przekazanymi mi informacjami, które zdecydowały o moim wyborze.

Od zawsze i bardzo publicznie mówię, że nie rozumiem utrzymywania dwóch samorządów i obecnie uważam ten podział za co najmniej sztuczny, a wręcz czasami szkodliwy.

Tylko dla przykładu wskażę, że w mniejszych ośrodkach dalej osobiście spotkałem się z traktowaniem radców jako tych „gorszych mecenasów”. Z drugiej strony, zauważyłem tworzenie jakiegoś związku między prawnikiem biznesowym i ścieżką radcowską. Z mojej perspektywy obie te tezy są nieprawdziwe.

Jesteśmy zgodni, że nasze zawody tłumaczy się w ten sam sposób na język angielski – może czas, aby również w naszym ojczystym języku ujednolicić nomenklaturę?

Doradza Pan przede wszystkim klientom biznesowym. Czy to był Pana plan od początku, czy może wcześniej myślał Pan o wspieraniu klientów indywidualnych?

Zdecydowanie to się u mnie zmieniło.

Na początku, zarówno wybierając ścieżkę zawodową, jak również na pierwszym/drugim roku studiów myślałem, że będę tzw. „prawnikiem od praw człowieka”, że będę walczył o prawa klientów indywidualnych w sądach itd.

Na pierwszym roku interesowałem się głównie prawem konstytucyjnym (tak, na UJ prawo konstytucyjne jest na pierwszym roku), nawet udało mi się wygrać Ogólnopolski i UJ-owski konkurs wiedzy o prawie konstytucyjnym. Na drugim roku odbyłem staż w Parlamencie Europejskim, a wcześniej w Biurze Legislacyjnym Senatu RP.

Nie potrafię powiedzieć, co i w jakim dokładnie czasie się zmieniło, ale im bardziej dojrzewałem, systematycznie rozczarowywał mnie system sądowy – w szczególności długością postępowań. Z czasem co raz bardziej orientowałem się, że dobrze się czuję w „biznesowym klimacie”. I chyba na razie nie planuję go opuszczać. Choć któż wie, co przyniesie przyszłość!

Niektórzy myślą, że w biznesie brakuje elementu ludzkiego – moim zdaniem nie ma nic bardziej błędnego.

Ja dla przykładu zajmuję się głównie projektami, kontraktami i negocjacjami. Element ludzki jest tutaj nie tylko nieodłączny, ale również kluczowy. Kocham ludzi (oczywiście nie wszystkich i nie zawsze, lecz jako zasada) i ludzkie interakcje – może dlatego spełniam się w swojej dziedzinie.

Obecnie pełni pan funkcję prawnika in-house w grupie kapitałowej Inter Cars, wcześniej pracował Pan również w kancelarii. Jak różni się charakter pracy w obu miejscach? Co miało decydujący wpływ na decyzję o zostaniu prawnikiem wewnętrznym?

Przez okres studiów i na aplikacji chciałem wypróbować jak najwięcej możliwych ścieżek prawniczych.

Odbywałem staże i pracowałem w największych kancelariach w Polsce (M&A/Corpo), pracowałem w małej kancelarii, w tzw. procesie, z klientami głównie indywidualnymi. Wiedziałem, że administracja i jakakolwiek publiczna instytucja nie jest dla mnie. Kiedy więc pojawiła się propozycja, czy byłbym zainteresowany pracą jako in-house – pomyślałem: dlaczego nie?

Nie ukrywam, że miałem w tamtym czasie bardzo „ambiwalentny” stosunek do prawniczego rynku pracy. Szukałem alternatyw, szukałem czegoś innego. Był to bardzo trudny okres, podczas którego chwilami nie wiedziałem, czy chcę wykonywać ten zawód.

Pamiętajmy, że to okres aplikacji, więc pracowałem bardzo dużo, finansowo było bardzo ciężko. A, no i oczywiście, jak to na naszym rynku bywa, używam słowa „pracowałem” w kolokwialnym, nie prawnym znaczeniu.

Jeśli chodzi o różnice między byciem in-housem, a pracą w kancelarii, to jest ich bardzo wiele. Ostatnio rozmawiałem na ten temat w podcaście „Oko na prawo”. Tutaj z uwagi na format nie mogę rozwinąć myśli, ale chciałbym, żeby wybrzmiało, że bycie in-housem nie jest prostsze, czy mniej wymagające niż bycie prawnikiem w kancelarii. Analogicznie, bycie prawnikiem w kancelarii nie jest prostsze czy mniej wymagające niż bycie in-housem. Te funkcje mają inną specyfikę, inną rolę, inny sposób funkcjonowania.

Różnic jest naprawdę bardzo dużo!

Jest Pan laureatem licznych nagród, między innymi w konkursie „Rising Stars Prawnicy – liderzy jutra 2023”. Czy któreś wyróżnienie jest dla Pana szczególnie ważne i w znaczący sposób wpłynęło na rozwój Pana kariery?

Szczególną rolę w moim sercu ma wygrana w kategorii „mediator” na 4 roku studiów podczas międzynarodowego konkursu INADR w Kijowie.

To na pewno nie pierwsza nagroda i zdecydowanie nie najbardziej prestiżowa z tych, które udało się osiągnąć. Jednak dla mnie wyjątkowa. Od tego wydarzenia i właśnie tego „potwierdzenia umiejętności” zaczęła się moja przygoda z mediacją i negocjacjami. Wtedy po raz pierwszy na arenie międzynarodowej udało się mi osiągnąć sukces. Wtedy po raz pierwszy współpracowałem z Agnieszką Górą. Wtedy uwierzyłem, że można.

Kolejne zwycięstwa i nagrody (i to te wygrane osobiście, ale co równie istotne, te wygrane przez przygotowywanych przez Agnieszkę i przeze mnie podopiecznych) były tego w jakimś stopniu pochodną.

Jest Pan najmłodszym w historii dyrektorem International Academy of Dispute Resolution. Jakie są cele tej organizacji i w jaki sposób pomaga je Pan realizować?

Doprecyzuję – choć dzielimy ten sam rocznik, najmłodszą w historii była Agnieszka Góra (jest z grudnia), a zostaliśmy powołani w tym samym czasie. 😉

INADR to jedna z najstarszych na świecie organizacji mediacyjnych, oryginalnie z USA, której misją (w luźnym tłumaczeniu na język polski) jest globalne promowanie i budowanie kompetencji z zakresu pokojowych metod rozwiązania konfliktów poprzez edukację.

To nie jest organizacja świadcząca usługi mediacyjne, a raczej organizacja zrzeszająca uznanych praktyków i teoretyków alternatywnych i pokojowych metod rozwiązywania konfliktów, komunikacji itp. Kluczowym projektem organizacji są obecnie wydarzenia i konkursy negocjacyjno-mediacyjne organizowane na całym świecie (elementem każdego wydarzenia jest trening i nacisk na edukację). Największe z nich to tzw. Championships, ale równie ważne dla mnie są lokalne turnieje. Dla przykładu, dosłownie w zeszłym miesiącu udało się zorganizować turniej dla Afryki. Według mojej wiedzy, to pierwszy tego typu międzynarodowy konkurs na tym kontynencie.

Dla naprawdę wielu osób jest to unikalna szansa do otrzymania ogromnej dawki wiedzy z tego zakresu na światowym poziomie.

A są to jedne z najbardziej kluczowych kompetencji prawniczych. Niezbędnych do efektywnego wykonywania tego zawodu – oczywiście moim zdaniem.

Jakie znaczenie ma dla Pana działalność wolontaryjna? Z jakiego osiągnięcia w ramach pracy pro bono jest Pan najbardziej dumny?

Obecnie wolontariat dla mnie jest o tyle przyjemny, że jestem w uprzywilejowanej pozycji. Mogę wybierać inicjatywy z odpowiadającym mi i motywującym mnie zespołem, z którym je prowadzę, mające cele zgodne z moimi wartościami i będące po prostu bliskie mojemu sercu.

Na pewno wydarzeniem niezwykłym i bardzo inspirującym było dla mnie współorganizowanie w Krakowie wydarzenia Mediation Certification Programme.

Proszę sobie wyobrazić, że udało się, na 5 dni ściągnąć do Polski naprawdę wybitnych praktyków i wykładowców uznanych na całym świecie (z USA, Wielkiej Brytanii, Grecji, Polski), aby pro bono udzielić treningu. Wszelkie opłaty pobrane od uczestników szły wyłącznie na koszty organizacyjne, bez płacenia wynagrodzenia za 5-dniowe wydarzenie (ani organizatorom, ani szkoleniowcom). To naprawdę było coś wyjątkowego.

Kolejne osiągnięcie to na pewno cała aktywność właśnie w INADR i wszystkie inicjatywy z tym związane.

Mówiąc o zmianach na rynku prawniczym w ostatnich latach nie sposób pominąć pandemii COVID-19. Jaki wpływ miał ten okres na Pana pracę? Jakie modyfikacje zostały wprowadzone w branży w związku z lockdownem?

Jestem rocznikiem, który miał przełożony egzamin zawodowy – nie ukrywam, że nie wspominam tego zbyt dobrze. W tamtym czasie zdawanie egzaminu zawodowego wiązało się z jeszcze znacznie dłuższym niż standardowo, kilkumiesięcznym, nieustannym stresem – i to związanym nie tylko z kwestiami tradycyjnymi (np. czy jestem przygotowany), ale również kwestiami logistycznymi (m.in. czy egzamin będzie w ogóle wyznaczony, kiedy się odbędzie, czy te kilkadziesiąt godzin w maseczce).

Jeśli chodzi o zmianę na rynku, myślę, że największą jest podejście do pracy zdalnej.

To oczywiście zależy od specyfiki stanowiska i specjalizacji, ale większość z nas – profesjonalnych pełnomocników – może równie efektywnie (jeśli nie bardziej), wykonywać swoje obowiązki z domu. Pamiętajmy też, że jesteśmy przedstawicielami wolnych zawodów, co jeszcze bardziej przemawia za możliwością pracy zdalnej w naszym przypadku.

A co czeka prawniczy świat w nadchodzącym czasie? Czy zauważył Pan jakieś trendy, które w ciągu najbliższych lat będą się nasilać, aż na stałe zagoszczą wśród prawników?

Co czeka świat prawniczy – tego chyba nikt nie wie. Ja jednak zauważam pewne pozytywne trendy.

Po pierwsze widzę wśród przedstawicieli środowiska zwiększenie docenienia dla umiejętności innych niż „czysta” wiedza prawnicza. Mówię tutaj o efektywnej komunikacji, negocjacjach, zarządzaniu projektami i wielu innych.

Po drugie, zauważalny jest coraz większy szacunek do pracowników/współpracowników. Maleje również poziom akceptacji dla kultury wykorzystywania.

Po trzecie, odejście przez młodych praktyków od utartych schematów – wiele osób po skończeniu prawa nie obiera już typowej ścieżki. I tu opcji obecnie jest niezwykle dużo: różne branże, własne biznesy, niszowe specjalizacje, łączenie wiedzy prawniczej z innymi dziedzinami.

Na zakończenie – jakich rad, z perspektywy czasu i doświadczenia, udzieliłby Pan studentkom i studentom prawa, którzy dopiero rozpoczynają swoją karierę?

Po pierwsze, wybierzcie zawód radcy prawnego czy adwokata (zakładam, że tak samo sędziego, prokuratora, czy innych korporacyjnych zawodów prawniczych – ale nie mam tu doświadczenia) tylko, jeśli naprawdę kochacie prawo. Ja jestem na tyle szczęśliwy, że mogę szczerze powiedzieć, że prawo jest moją pasją i dzięki temu czerpię dużo satysfakcji z wykonywanego zawodu.

Jeśli jednak dla kogoś prawo nie jest czymś pasjonującym (a wybór studiów był wyborem raczej pragmatycznym), jest naprawdę wiele innych zawodów, w których da się zarobić więcej mniejszym nakładem pracy, przy znacznie mniejszej odpowiedzialności i nieporównywalnie mniejszych wymaganiach „na wejściu”.

Po drugie bądźcie odważni. Pamiętam, że ja czułem dużą presję do „konsekwentnego budowania ścieżki kariery i specjalizacji”. Całkowicie niepotrzebnie!

Szukajcie swojej ścieżki. Idźcie za głosem tego, co Was naprawdę interesuje. Nie musicie się specjalizować od drugiego roku studiów, spokojnie. Odkrywajcie i testujcie. 

Od tego są studia i od tego jest etap pierwszych lat na rynku pracy.

Od tego chyba bym zaczął 😉


Jacek Czaja, radca prawny, wykładowca, doktorant na Mykolas Romeris University w Wilnie. Specjalizuje się w obsłudze prawnej klientów biznesowych, posiada bogate doświadczenie w zakresie negocjacji i szeroko rozumianego konsensualnego ADR. Na co dzień współpracuje z Kancelarią Wilczęga Wojtowicz Radcowie Prawni i pełni funkcję prawnika wewnętrznego w grupie kapitałowej Inter Cars. Angażuje się w działalność wolontaryjną, jest również Dyrektorem (w dniu dzisiejszym zarekomendowanym do pełnienia funkcji Vice-President) organizacji International Academy of Dispute Resolution. Laureat w konkursie „Rising Stars Prawnicy – liderzy jutra 2023”, jak również wielu innych międzynarodowych konkursów mediacyjno-negocjacyjnych.

Prawieoprawie