Idąc pod prąd z samym sobą, już na starcie musimy włożyć więcej wysiłku

Obecnie nie trzeba wybierać pomiędzy budowaniem marki osobistej, a pracą w zespole. Wprost przeciwnie – w wielu przypadkach możliwość pracy w zespołach eksperckich będzie skutkiem wcześniejszego zbudowania silnej marki osobistej” – rozmowa z Anną Zbierską, adwokatką w WKB Lawyers.

Dzień dobry. Zanim przejdziemy do bardziej szczegółowych pytań, chcielibyśmy dowiedzieć się, jak wyglądały Pani początki. Co sprawiło, że postanowiła Pani rozpocząć studia prawnicze?

Dzień dobry. Bardzo dziękuję, za zaproszenie do tej rozmowy. Decyzję o tym, żeby wybrać studia prawnicze, podjęłam wiele lat temu, na długo przed maturą. Interesowały mnie zagadki, sprawy kryminalne, poszukiwanie dowodów. Wtedy wydawało mi się, że tak może wyglądać zarówno praca policjanta, jak i prawnika. Gdy jedna z moich nauczycielek zażartowała, że powinnam zostać adwokatem, bo w klasowej dyskusji otwarcie bronię innych, wydało mi się to dobrym pomysłem. Później konsekwentnie dążyłam do zrealizowania tego planu, pomimo że czasem moje wyniki z przedmiotów szkolnych (np. biologii) sugerowały, że może łatwiej byłoby mi odnaleźć się w innej dziedzinie. Dzisiaj te umiejętności pozwalają mi spełniać się w wybranych specjalizacjach z zakresu prawa karnego. Oprócz zagadnień z zakresu white collar-crimes, zawodowo interesuję się prawem karnym medycznym.

Kolejną ważną decyzją był wybór aplikacji – w Pani przypadku adwokackiej. Dlaczego wybrała Pani żabot w kolorze zielonym? Czy ma to związek ze specjalizacją w prawie karnym?

Zanim zaczęłam poszukiwać dodatkowych informacji o prawniczym świecie, wiedziałam już, że chcę zostać obrońcą, adwokatem. Późniejsza, świadoma decyzja o wyborze aplikacji, była tego naturalną konsekwencją. Wydawało mi się, że w społecznym odczuciu nadal to zawód adwokata bardziej kojarzy się z prowadzeniem spraw karnych i dlatego zdecydowałam się właśnie na tę aplikację.

Kiedy po raz pierwszy pomyślała Pani o specjalizacji w zakresie prawa karnego? Czy wiedziała Pani od razu, że chce rozwijać ją w obszarze biznesowym? Może ktoś Panią zainspirował?

Pomimo, że to zamiłowanie do prawa karnego pokierowało na początku moimi decyzjami, na etapie studiów zaczęłam się przed nim bronić. Nie byłam pewna, czy poradzę sobie z wyzwaniami, dylematami moralnymi, jakie czasami stawia przed prawnikami ta konkretna dziedzina. Decydującym momentem na studiach jest wybór seminarium magisterskiego. U mnie początkowo było to prawo handlowe. Pracowałam już wtedy w kancelarii, a tematyka ta związana była z realizowanymi przeze mnie zadaniami. Szybko poczułam jednak, że ta „ucieczka” od prawa karnego nie jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Zainteresowanie sprawami kryminalnymi nie sprawiło jednak, że zniknęły moje wcześniejsze dylematy. Wtedy z pomocą przyszedł mi adw. Krzysztof Urbańczak, który później, w czasie aplikacji, został moim Patronem. Z długiej i szczerej rozmowy wyszłam z przekonaniem, że poradzę sobie w tym zawodzie. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że był to jeden z kluczowych momentów w mojej karierze.  Seminarium z prawa handlowego zmieniłam na to z postępowania karnego. Specyfika mojej pracy w Kancelarii sprawiła, że równolegle z rozwijaniem doświadczenia zawodowego w prawie karnym, wspierałam przedsiębiorców w bieżącym prowadzeniu biznesu. To połączenie wpłynęło na moją finalną, główną specjalizację.

Jest Pani certyfikowanym audytorem śledczym. Czy Pani wcześniejsze doświadczenie zawodowe miało wpływ na wybór takiej ścieżki kariery?

Zdecydowanie tak. Reprezentując klientów w postępowaniach karnych widziałam, z jakimi wyzwaniami muszą się zmierzyć. Procesy gospodarcze zazwyczaj są złożone, kilkuletnie. Brałam udział w sprawach, w których zarzuty były bezzasadne, a mimo to oskarżeni musieli funkcjonować w takim zawieszeniu przez wiele lat. Czasem decyzje, z których musi się tłumaczyć kadra menedżerska przed organami ścigania, wynikają z braku znajomości specyfiki biznesu po ich stronie. Przepisy często są zero-jedynkowe. Tymczasem rzeczywistość gospodarcza taka nie jest. Miałam okazję przekonać się o tym analizując i opiniując umowę. Zdarzało się, że koledzy po fachu śmiali się, że wszędzie widzę prawo karne.  A ja miałam w głowie to, jak po wielu latach dany stan faktyczny może ocenić prokurator. To skłoniło mnie do poszukiwania narzędzi, które będą wspierać przedsiębiorców w zarządzaniu ryzykiem biznesowym.

Prowadzi Pani różne cykle edukacyjne, takie jak „Prawo karne w biznesie” na łamach „Rzeczpospolitej” czy #WhiteCollarNews na prywatnym profilu na LinkedIn. Skąd czerpie Pani inspirację do treści, które publikuje Pani w ramach tych serii?

Tematy, które pojawiają się w publikacjach, wynikają w znacznej części z mojego doświadczenia zawodowego. Widzę, co sprawia trudność stronom procesów, z jakimi problemami mierzą się moi klienci. Ale inspirację czerpię również z obserwacji uczestników obrotu gospodarczego, czytam wpisy i komentarze w mediach społecznościowych. To, co dla prawników wydaje się oczywiste, dla biznesu nie zawsze jest jasne. Język przepisów jest trudny, a my prawnicy czasem jeszcze dodatkowo go komplikujemy. Dlatego też w swoich publikacjach staram się te zawiłości wyjaśniać w możliwie prosty sposób. Nie zawsze mi się to udaje. Odejście od pewnych przyzwyczajeń jest dużym wyzwaniem.

Innym cyklem, który prowadzi Pani na swoim profilu na LinkedIn, jest #OkiemRatownikaOkiemPrawnika. Treści przygotowywane są wspólnie z panem Karolem Bączkowskim, ratownikiem medycznym z dziesiątkami tysięcy obserwujących na platformach społecznościowych. Skąd pomysł na taką serię wpisów – i na taką współpracę?

Podobnie jak dziesiątki tysięcy osób, o których Państwo wspominacie, ja również obserwowałam treści publikowane przez Karola. Zarówno mój tata jak i dziadek byli strażakami, więc tematy związane z ratownictwem są mi szczególnie bliskie.  Pod jednym z postów Karola wywiązała się dyskusja dotycząca aspektów prawnych związanych z pierwszą pomocą. W niektórych komentarzach dało się wyczuć strach przed odpowiedzialnością za błędy, który wynikał z powielania szkodliwych stereotypów. Byliśmy z Karolem zgodni, że brakuje publikacji przeciwnych, wspierających tych „przypadkowych” ratowników, z których wybrzmiewać będzie „nie bój się, pomagaj”. Zwłaszcza takich, które przedstawią temat i od strony medycznej i od strony prawnej.  Tak zrodził się ogólny pomysł na cykl. Wybór konkretnych tematów wynikał natomiast z naszych doświadczeń zawodowych. Współpraca osób pochodzących z różnych grup zawodowych stwarza ponadto okazję, by dotrzeć do tych, dla których przekazywana wiedza może być użyteczna. Prawnicze treści zbyt często trafiają jedynie do innych prawników.

Dzieli się Pani wiedzą nie tylko z dorosłymi czytelnikami, ale również z tymi młodszymi. Jaka historia kryje się za powstaniem Adwobajek?

Gdyby opowiedzieć ją w najkrótszy sposób, to po prostu zostałam mamą. Dla mojego syna, który uwielbia słuchać opowieści, tworzyłam różne bajki. Te o innej tematyce trafiały do przysłowiowej szuflady. Pomyślałam, że warto wykorzystać taką formę nie tylko do zabawy, ale również do edukowania, jak wytłumaczyć dzieciom trudne pojęcia, a rodziców uzbroić w narzędzia do udzielenia odpowiedzi na kolejne „dlaczego?”. W tamtym czasie współpracowałam z redakcją, wydającą magazyn „Dzieci”. Pomysł stworzenia cyklu bajek edukacyjnych został pozytywnie przyjęty przez redakcję, zwłaszcza, że nie było zbyt wielu takich prawno-bajkowych publikacji. Ponieważ to mój syn stał się inspiracją do stworzenia tego projektu, zasadniczy koncept został oparty na tworzeniu Leśnego Kodeksu przez mamę małego Rogumiła, jelonka nazywanego pieszczotliwie Rogusiem. Tak pod koniec 2022 r. powstał bajkowy Bukowy Las. Walor edukacyjny bajek i nazwa projektu nawiązująca do zawodu adwokata zaowocowały objęciem projektu patronatem przez Okręgową Radę Adwokacką w Poznaniu. Do współpracy w tworzeniu bajek zaprosiłam Małgorzatę Zbierską-Pantułę, która sprawiła, że Jelonek Roguś zyskał swój dziecięcy, wyjątkowy wygląd. Gdy jesienią 2022 r. opublikowana została pierwsza bajka, nie przewidywałam natomiast jak potoczą się dalsze losy projektu. Dzisiaj Adwobajki publikowane są nie tylko w magazynie „Dzieci”, ale również –  dzięki Justynie Siepietowskiej – niektórych z nich można posłuchać w wersji audio. Ta współpraca z niesamowitą lektorką i doświadczonym radiowcem jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem. Obecnie razem z Justyną przygotowujemy również dodatkowe bajki, które w wolnym dostępie publikowane są dla wszystkich zainteresowanych maluchów. Chociaż początkowo obawiałam się, jak takie wyjście poza „prawniczą strefę komfortu” może zostać odebrane, dzisiaj docierają do mnie pozytywne głosy, nie tylko z zawodowego środowiska, ale również od innych rodziców. Najważniejsza jest jednak opinia mojego syna, pierwszego słuchacza i recenzenta każdej bajki.  

Jest Pani wykładowczynią na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu i na Uniwersytecie SWPS. Jaką wartość ma dla Pani praca ze studentami?

Zajęcia ze studentami mają dla mnie wielką wartość. Chociaż w pytaniu pojawia się słowo „praca” to często łapie się na tym, że nie postrzegam ich w ten sposób. Spotkania ze studentami jawią mi się jako okazja do spotkania z inspirującymi ludźmi.  Młodsi ode mnie często mają głowy pełne nieszablonowych pomysłów. Ci nieco starsi to często doświadczeni eksperci, którzy chętnie dzielą się swoimi spostrzeżeniami związanymi z wykonywaniem innych zawodów. To nie tylko otwiera dyskusję, ale także zachęca do pogłębiania własnej wiedzy. W zawodowym zabieganiu czasem trudno jest znaleźć wewnętrzną motywację. I choć dla mnie te spotkania są przyjemnością, to jednocześnie bardzo poważnie do nich podchodzę. Chcę by moje zajęcia były ciekawe i użyteczne dla studentów. By mieli poczucie dobrze wykorzystanego czasu. Dlatego też bardzo doceniam oceny i opinie płynące od studentów. To pozwala mi ulepszać zajęcia, dostosowywać je do potrzeb konkretnej grupy, rezygnować z nietrafionych pomysłów. Pozytywne opinie sprawiają natomiast, że mam poczucie dobrze wykonanego zadania. To daje ogromną satysfakcję.

Niedawno zaszła spora zmiana w pani karierze zawodowej – po 12 latach odeszła Pani z kancelarii, w której pracowała jeszcze jako studentka. Co sprawiło, że decydowała się Pani rozwijać swoją ścieżkę kariery w jednym miejscu przez tyle lat? A co było motywacją do zmiany?

Jeśli spojrzymy na obecne trendy na rynku pracy, to decyzja o rozwijaniu kariery przez wiele lat w jednym miejscu może nie być oczywistym wyborem. Nigdy nie uzależniałam decyzji o pozostaniu w jednym miejscu od określonych ram czasowych, nie zakładałam rezygnacji po pewnym czasie. Kluczowa jest i była dla mnie możliwość rozwoju. Ważne było również to, ile korzyści ze współpracy może otrzymać druga strona, ile mogę dać od siebie. I zaryzykuję stwierdzenie, że przez te dwanaście lat udawało nam się zachować taką równowagę. Jeśli któryś z Czytelników spodziewa się dynamicznego zwrotu akcji, to niestety muszę Państwa rozczarować. Zmiany w życiu zawodowym, nawet te niespodziewane, nie muszą oznaczać, że wydarzyło się coś złego. I w moim przypadku tak właśnie było. To nie była łatwa decyzja, wiązała się z koniecznością opuszczenia zespołu, z którym byłam bardzo związana. Patrząc jednak na swoją karierę poczułam, że potrzebuję zmiany. W krótkim czasie przed moją rezygnacją zakończyło się kilka istotnych procesów, w których brałam udział. Ten moment wydawał się najbardziej odpowiedni. Okazuje się, że zawodowo mam chyba wielkie szczęście trafiania nie tylko na świetnych prawników, ale i fantastycznych ludzi. Dotyczy to obu zespołów, z którymi miałam i mam zaszczyt pracować.

Bieżący rok jest przełomowy również dla wszystkich kobiet-adwokatek. Przy Okręgowej Radzie Adwokackiej w Warszawie powstało Koło Kobiet, na rynku prawniczym pojawia się coraz więcej wydarzeń i stowarzyszeń wspierających kobiety w biznesie. Jak ocenia Pani takie działania – czy są one potrzebne i czy jest Pani ich uczestniczką?

Sądzę, że potrzebne są wszystkie działania, które integrują, budują, wspierają, niezależnie od płci uczestników. Prawdą jest jednak, że takich spotkań, inicjatyw, skierowanych wyłącznie do kobiet było zdecydowanie mniej. A czasem w takich „zamkniętych” grupach łatwiej jest się otworzyć, ponieważ łączą nas wspólne wyzwania i problemy. Miałam okazję doświadczyć tego w czasie jednego z takich wydarzeń i oceniam je bardzo pozytywnie. Ale jak ze wszystkim i tu widzę potrzebę zachowania złotego środka, by nie przesadzić w drugą stronę. Organizując spotkania tylko dla kobiet, izolujemy się od reszty biznesu. Jeśli przeplatamy te wydarzenia z innymi, otwartymi dla wszystkich uczestników, możemy w ten sposób skutecznie wesprzeć swoje kompetencje. Wyrównujemy dotychczasowe nierówności. Pozostając jednak wyłącznie w zamkniętym gronie, tracimy możliwość nawiązania wartościowych relacji i wysłuchania racji drugiej strony. Ta możliwość bycia wysłuchanym dotyczy również nas.

Chociaż pandemia COVID-19 wydaje się być odległą przeszłością, to jej skutki odczuwamy do dziś. Z perspektywy czasu – jaki wpływ miała on na pracę prawników i na funkcjonowanie całego rynku prawniczego?

To oczywiście wyłącznie moje osobiste odczucia, ale mam wrażenie, że jako grupa zawodowa znacznie „wyluzowaliśmy”. Pandemia zmusiła wszystkich, nie tylko prawników, do jednoczesnego łączenia obowiązków domowych i zawodowych. Brzmi to jak plan, którego nie da się wykonać. Ale dzięki temu pokazaliśmy sobie i innym bardziej „ludzką” stronę, nie musieliśmy być perfekcyjni. Społecznie byliśmy w stanie więcej prawnikom wybaczyć. Przed pandemią nie spotkałam się z tym, by ktoś z moich kolegów lub koleżanek otwarcie mówił o tym, że nie może rozmawiać, bo np. chwilowo zajmuje się dzieckiem. Takie informacje były ukrywane, baliśmy się posądzenia o bycie „nieprofesjonalnym”.  Wymuszona pandemią praca zdalna stworzyła nam prawnikom także większą szansę na zawodową mobilność. Dotychczas w większości przypadków związani byliśmy z jednym krajem, często jednym miastem. Dzisiaj możemy pracować z wielu miejsc na świecie, bez konieczności porzucania dotychczasowych obowiązków.

A jakich zmian spodziewa się Pani w środowisku prawniczym w najbliższej przyszłości? Czy obserwuje Pani w branży jakieś szczególnie zauważalne trendy?

Na pewno obserwuję trend stawiania na jakość, a nie na ilość. Nie chcemy pracować więcej, tylko mądrzej. Powoli w zapomnienie odchodzi kult prawników przepracowanych, nadmiernie obciążonych obowiązkami. Chociaż w niektórych miejscach nadal ma się całkiem nieźle, czujemy, że to nie jest właściwa droga. Otwarcie zaczynamy także mówić o wyzwaniach, trudnościach jakie wiążą się z wykonywaniem tego zawodu. Pozwalamy sobie na słabości. Myślę, że w przyszłości za sprawą nowych technologii i sztucznej inteligencji te zmiany nabiorą większego tempa. Czysto zawodowo, wykorzystanie m.in. powtarzalności procesów, narzędzi opartych na AI, może sprawić, że większym zainteresowaniem wśród prawników na nowo zaczną cieszyć się sprawy stricte procesowe.

W jaki sposób w natłoku obowiązków i dodatkowych aktywności dba Pani o work-life balance? Czy ma Pani sprawdzone sposoby, które pomagają zrelaksować się po szczególnie trudnym dniu?

Szukając równowagi nie skupiam się na dzieleniu życia na zawodowe i pozazawodowe. Balans staram się łapać w dłuższej i szerszej perspektywie. Zdarzają się bowiem takie momenty, że danego rodzaju aktywności jest po prostu więcej, nie da się być w dwóch miejscach na raz. Nie wszystko też da się tak łatwo zdefiniować i zaszufladkować. Jeśli dana aktywność jest dla mnie rozwojowa i sprawia mi satysfakcję, to nie ma dla mnie znaczenia, czy wiąże się z szeroko rozumianą pracą, czy czasem wolnym. To, co mogę powiedzieć z całą stanowczością, to że możliwość realizowania się w różnych obszarach zawdzięczam swojej rodzinie, a zwłaszcza mojemu mężowi. Na każdą aktywność, każde działanie, w którym widoczna jest jedna osoba, najczęściej składa się praca całego „zespołu”. Jeśli w weekend jestem na uczelni ze studentami, to w tym czasie mój mąż zajmuje się naszym synem. Wspiera mnie, zachęca do podejmowania kolejnych wyzwań. Sama świadomość takiego wsparcia jest niezwykle istotna. Gdy potrzebuję przerwy, relaksu najchętniej wyjeżdżam w góry. Wysiłek na szlaku pozwala mi odpocząć.

Prosimy jeszcze o kilka słów dla naszych młodszych czytelników: na co warto zwrócić szczególną uwagę podczas budowania swojej pozycji w prawniczym świecie? Czy – Pani zdaniem – warto skupić się bardziej na pracy zespołowej, a może jednak na budowaniu marki osobistej?

Budując swoją pozycję na rynku prawniczym warto wziąć pod uwagę swoje zainteresowania, umiejętności. Idąc pod prąd z samym sobą, już na starcie musimy włożyć więcej wysiłku. Warto jak najszybciej określić swoje cele. Nie każdy odnajdzie się na kierowniczym stanowisku, inni nie poradzą sobie z pracą pod nadzorem. Dobrze jest poznać swoje mocne i słabe strony. W mojej ocenie na markę osobistą warto stawiać zawsze, niezależnie od tego, czy zależy nam na pracy w większej organizacji, czy na indywidualnym poszukiwaniu klientów. Obecnie nie trzeba wybierać pomiędzy budowaniem marki osobistej, a pracą w zespole. Wprost przeciwnie – w wielu przypadkach możliwość pracy w zespołach eksperckich będzie skutkiem wcześniejszego zbudowania silnej marki osobistej.


Anna Zbierska, absolwentka studiów prawniczych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz studiów podyplomowych na kierunkach Audyt śledczy i Finanse i rachunkowość na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Specjalizuje się w prawie karnym w biznesie i prawie karnym medycznym, wspiera klientów w ramach kancelarii WKB Lawyers. Swoją wiedzą dzieli się zarówno ze studentami jako wykładowczyni na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu i Uniwersytecie SWPS, jak i z najmłodszymi – za pomocą „Adwobajek”. Jest certyfikowanym audytorem śledczym i autorką licznych publikacji z zakresu prawa karnego.

Prawieoprawie