Obrona w procesie karnym jest jak partia szachów, choć czasami przypomina rozgrywkę pokerową

„Bez wytrwałości nie ma czego szukać w tej pracy. To chyba specyfika naszej procedury – wydłużające się procesy potrafią zniechęcić adwokatów do prowadzenia spraw karnych” – rozmowa z adwokatem Michałem Krysztofowiczem, partnerem zarządzającym w Karniści.pl.

Wydaje się, że prawo karne – jako specjalizacja – nie cieszy się wśród młodych adeptów prawa aż taką popularnością. Dlaczego właśnie prawo karne stało się głównym obszarem Pana specjalizacji? Może ktoś Pana zainspirował do wyboru tego kierunku?

Mimo tego, że pochodzę z rodziny o silnie prawniczych korzeniach, wszystko zaczęło się od kursu języka angielskiego, na który uczęszczałem w wieku 13 lat. W młodości nie byłem pewny siebie, dlatego szybko znalazłem kompana w nieco starszym i głośniejszym koledze, który nie miał w sobie większych ambicji do nauki języka. Jego swawolne podejście szybko mi się udzieliło, co znalazło odzwierciedlenie w moich ocenach. Jednak z językiem angielskim miałem  styczność w domu, więc był mi on nieco bliższy, niż mojemu kompanowi. Kiedy nadszedł czas egzaminu promującego do kolejnego etapu kursu, mój towarzysz na pytanie (rzecz jasna zadane po angielsku) dotyczące bohatera jednej z bajek, napisał po polsku na kartce z zadaniami „Może wyglądam jak dziecko, ale bajek nie czytam”. Mnie nie było stać na taką brawurę i starałem się odpowiadać na pytania zgodnie z oczekiwaniami nauczyciela i szczątkami wiedzy, które posiadałem. Po egzaminie z punktacji wynikało, że ledwo zdałem, ale ówczesna prowadząca zajęcia oddając mi kartkę z moimi odpowiedziami powiedziała „Nie wiem, jak to ściągnąłeś, ale wiem, że to zrobiłeś, więc nie zdajesz!”. Oczywiście nie było to prawdą, jednak poczucie krzywdy i niesprawiedliwości zostało ze mną na długo, tak samo jak ogarniająca mnie wtedy bezsilność w konfrontacji z nauczycielem. Z tego powodu postanowiłem nabyć umiejętności, które pozwolą mi w takich sytuacjach nauczyć się polemizować na argumenty, by nigdy więcej taka sytuacja się nie powtórzyła. I tak, po niemal dwudziestu latach, stało się to moim zawodem.

O prawnikach, zajmujących się prawem karnym, mówi się, że muszą być wyjątkowo odporni, i mieć grubą skórę. Czy to prawda?

Materia, z którą spotykamy się na co dzień, wymaga swego rodzaju odporności. Począwszy od akt, w których nierzadko spotykamy drastyczne zdjęcia, czy to z sekcji zwłok, czy z miejsca zdarzenia. Znam osoby, które są świetnymi adwokatami, ale zderzenie z własną wrażliwością skierowało ich ścieżki zawodowe w kierunku prawa cywilnego. To trochę tak jak z pływaniem po morzu – można to kochać, ale jeśli ma się chorobę morską, to ona w końcu zwycięży największą pasję. Zaczynając praktykę zawodową, trzeba to u siebie rozpoznać.

Inna cecha, która jest potrzebna, to empatia – ludzie zgłaszają się do nas po pomoc i oczekują rozwiązania swoich problemów. Jako adwokaci – karniści mamy ustawowe prawo do reprezentacji nie tylko osób podejrzanych, ale też pokrzywdzonych, i taka sytuacja nie należy do rzadkości w naszej praktyce. Myślę, że mamy też do czynienia z chęcią spojrzenia na problem z perspektywy profesjonalisty, który chłodnym okiem oceni sytuację i profesjonalnie będzie reprezentował klienta przed organami ścigania. Poza kilkoma przypadkami, prawo karne nie nakazuje obrony za pośrednictwem adwokata.

Jakie inne cechy i kompetencje, z Pana doświadczenia, są szczególne przydatne dla osób, które chciałyby rozwijać się w prawie karnym?

W tej pracy przydaje się przede wszystkim spokój i opanowanie. Obrona w procesie karnym jest częściej jak partia szachów, choć czasami przypomina rozgrywkę pokerową. Proszę zwrócić uwagę, że w obu tych dyscyplinach mało jest emocji u uczestników – mogą one przeszkodzić w ocenie sytuacji, a stąd prosta droga do katastrofy. Nie bez znaczenia jest umiejętność analitycznego myślenia z dozą intelektualnej elastyczności. Pracujemy na prawdziwych sytuacjach, które miały miejsce, są one następnie analizowane czy to w Prokuraturze, czy na sali rozpraw.

W codziennej pracy przydaje się również świadomość, że życie bywa zaskakujące i nieschematyczne. Uświadomienie sobie tej kwestii otwiera drogę do innego, niebanalnego spojrzenia, które potrafi odmienić losy sprawy. Bez wytrwałości nie ma czego szukać w tej pracy. To chyba specyfika naszej procedury – wydłużające się procesy potrafią zniechęcić adwokatów do prowadzenia spraw karnych. Trzeba pamiętać też o kompetencjach twardych – dobra znajomość przepisów prawa to nasze narzędzie, i im lepiej się nim posługujemy, tym większe szanse na wygraną naszych klientów.

Od ponad 11 lat prowadzi Pan butikową kancelarię, zajmującą się prawem karnym. Czy to jest dochodowa specjalizacja?

Uważam, że w tej pracy nie ma czegoś takiego jak sukces w 24 godziny. Każdy satysfakcjonujący wyrok jest efektem doświadczenia, cierpliwości i godzin poświęconych na analizę akt. Konieczna jest też dbałość o każdego klienta, niezależnie od kalibru sprawy, z którą się do nas zgłosił – z punktu widzenia przepisów może być ona błaha, ale dla klienta, może mieć życiowe znaczenie. Wydaje mi się, że ja tę kwestię rozumiem. Może to banał, ale w biznesie jest tak jak w życiu, potrzebna jest też odrobina szczęścia. Ja mam szczęście do wspólnika, współtwórcy kancelarii – adwokata Marcina Hilarowicza, i do prawników naszej kancelarii, którzy rozpoczynali swoją drogę od praktyk studenckich, poprzez aplikację, aż po zdany egzamin zawodowy. To ogromna satysfakcja i komfort wiedzieć, że pracujemy darząc się nawzajem stuprocentowym zaufaniem, co do kompetencji, rzetelności i warsztatu. Nieustannie towarzyszy nam również chęć rozwiązywania nowych spraw, które bywają skomplikowanymi problemami prawnymi.

Wbrew pozorom, prawo karne potrafi nieść za sobą wyzwania, które musimy rozwiązać sami, bo doktryna i orzeczenia Sądu Najwyższego nie przewidziały niektórych sytuacji. Trzeba mieć w sobie swego rodzaju nieustępliwość, by przedzierać się przez gąszcz przepisów, które ustawodawca, czasami – mam wrażenie – uchwala w pośpiechu i bez pogłębionej refleksji, a tym samym nakazuje je nam, praktykom stosować. I ponad wszystko, trzeba chcieć pomagać ludziom.

Czy rozważał Pan kiedyś pracę w międzynarodowej kancelarii prawnej? Co zadecydowało o wyborze własnej kancelarii?

Jestem z pokolenia, które przecierało szlaki w powstających kancelariach rodem z USA, czy Wielkiej Brytanii. Koledzy i koleżanki, którzy już na studiach pracowali w takich biurach, imponowali reszcie studentów, do której również ja się zaliczałem.

Pewnego razu, dzięki koledze, zostałem zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną do jednej z najlepszych kancelarii. Pamiętam ją do dzisiaj, bo miała miejsce na wysokim piętrze jednego z warszawskich biurowców z oszałamiającym widokiem na centrum Warszawy, a sama kancelaria była jak wyjęta z filmów o amerykańskich prawnikach. Wtedy chciałem być jednym z nich, ale szybko okazało się, że mój indywidualizm i sztywne ramy korporacyjne nie współgrają ze sobą. Romans okazał się krótki i nawet niezbyt burzliwy. Moje wyobrażenie o pracy nie mogło się bardziej różnić od realiów i sam nie tęsknię, ale mam ogromny szacunek do moich kolegów, którzy niezwykle ciężką, wielogodzinną i wieloletnią pracą zasłużyli na swoją aktualną pozycję partnerów. 

Jakie największe wyzwania stoją dziś przed prawnikami specjalizującymi się w sprawach karnych?

Dostrzegam oczekiwanie, że zbudowanie potęgi jest możliwe dzięki atrakcyjnej stronie internetowej i profesjonalnemu wizerunkowi. Obie te rzeczy są ważne i potrzebne, ale nie najważniejsze. Kluczowa jest cierpliwość. Nasz polski kierowca Formuły 1 Robert Kubica, zaczynał od gokartów, ale by znaleźć się na sportowym szczycie, musiał ciężko trenować, budować formę i nabywać umiejętności nie przez tydzień czy miesiąc, ale przez długie lata. Tak samo jest w moim zawodzie.

Praca na sali sądowej jest w dużej mierze związana z doświadczeniem. Tylko w filmie „Ludzie Honoru” Tom Cruise, grający wojskowego adwokata, debiutuje na sali rozpraw osiągając spektakularne (i przy okazji teatralne) efekty. Osoby rozpoczynające karierę prawniczą muszą pamiętać, że w tej pracy nie działa zasada instant. To nie sprint, ale długi maraton, a zachowanie cierpliwości bywa wyzwaniem.  

Jak mógłby Pan opisać swoich klientów? Czy to przede wszystkim osoby fizyczne, czy raczej przedsiębiorcy? A może podmioty non-profit?

Podejrzanym o popełnienie przestępstwa może być każdy. Pracujemy i pracowaliśmy dla osób z różnych grup zawodowych i środowiskowych, od prezesów zarządów dużych spółek po osoby mniej eksponowane. Każda z nich pojawia się u nas z osobistym problemem, który staramy się rozwiązać. Życie ze świadomością oskarżenia o przestępstwo nie jest komfortowe, chociażby z uwagi na problemy związane z zakazem opuszczania kraju czy tymczasowym aresztowaniem. Czas oczekiwania do wyroku jest często bardzo odległy, a środki zapobiegawcze potrafią codzienne życie zamienić w udrękę. Pracując w zawodzie ponad 20 lat, wydaje mi się, że rozumiem powyższe kwestie, więc zawsze robię wszystko, by pomóc naszym klientom. Dla naszej kancelarii ważna jest również dyskrecja  – to jeden z fundamentów tego zawodu.

Sprawy karne mają do siebie to, że mają określony początek i koniec – nawet jeśli trwają długo. Czy mógłby Pan opowiedzieć nieco o tym, ja wygląda przepływ zleceń, pozyskiwanie nowych klientów?

Wierzę, że ludzie trafiają do nas, bo wiedzą, że otrzymają fachową pomoc i realną odpowiedź na swoje pytania. Traktuję swoją pracę niemal jak pracę lekarza, do którego ludzie udają się po realne odpowiedzi na konkretne pytania, i tak samo widzę naszą rolę  – adwokatów. Wszak nie mogę dla zachowania dobrej atmosfery rozmowy oszukać swojego klienta! Wiedząc, że nie mam dobrych informacji, w empatyczny sposób dobierając słowa, muszę je przekazać. Usłyszałem kiedyś od jednego z klientów, że przychodzi do nas, bo my powiemy jak jest naprawdę i nie będziemy, kolokwialnie mówiąc, ściemniać. Traktuję to jako komplement. W kancelarii często pada pytanie „Jaki będzie wyrok?”. Tego niestety nigdy nie wiem, bo będzie wiedział to tylko sędzia na sekundy przed jego ogłoszeniem, ale wiem, że będziemy ciężko pracować, żeby wyrok był jak najbardziej satysfakcjonujący dla naszego klienta.

Z jednej strony, prawnicy stają się coraz bardziej aktywni w mediach społecznościowych – z drugiej – nadal wielu z nich czuje wewnętrzny opór przed ich wykorzystywaniem. Wydaje się, że adwokaci byli bardziej wstrzemięźliwi niż radcowie, co pewnie wynikało z bardziej restrykcyjnych ograniczeń, złagodzonych całkiem niedawno. Na tym tle – Pan, jako adwokat – jest bardzo aktywny w mediach społecznościowych – skąd pomysł na taką aktywność i jak się Pan w niej odnajduje? Skąd czerpie Pan inspiracje na zagadnienia?

Pomysł wziął się z codziennych rozmów ze znajomymi, którzy wiedząc czym się zajmuję, nierzadko zadawali mi pytania dotyczące szeroko pojętych uprawnień i obowiązków obywatela w zderzeniu z organami ścigania czy wymiarem sprawiedliwości. Zakres pytań często rozpościerał się od tych dotyczących mandatów, po zachowania na sali sądowej, które najczęściej znali tylko z Anny Marii Wesołowskiej i amerykańskich filmów, które akurat z polską procedurą sądową, nie mają zbyt wiele wspólnego. Podczas takich rozmów okazywało się wielokrotnie, że rzeczy dla mnie oczywiste i podstawowe, dla innych wcale być takie nie są. Uznałem więc, że trzeba się dzielić wiedzą. Jedyną formą, na którą pozwala mi czas, są kilkudziesięciosekundowe filmy, nierzadko tworzone na bazie realnej sytuacji, której byłem świadkiem czy uczestnikiem, bądź pytań, które usłyszałem. Życie samo podpowiada tematy. Okazało się – patrząc na statystyki wyświetleń (ponad 20 milionów na samym YouTube w kilka miesięcy), że potrzeba dostarczania tego rodzaju informacji jest duża. Bardzo mnie to cieszy, bo traktuję to jako swego rodzaju edukację. Jestem wychowany w duchu dużego szacunku dla wymiaru sprawiedliwości i chciałbym – w tak drobny i na swój sposób ulotny sposób, przyczynić się do utrzymania tego pierwiastka, a czytając niektóre komentarze, widzę że muszę być jednak cierpliwy.

Ostatnio wiele się mówi o wypaleniu zawodowym, konieczności zachowania równowagi między pracą a życiem prywatnym. Pan jest zapalonym motocyklistą – czy to sposób na odreagowanie stresu? Proszę nam opowiedzieć o swojej pasji.

Dwa koła lubiłem w zasadzie od zawsze. Pierwsze spalinowe doświadczenie zawdzięczam ojcu, który kupił mi tak zwaną motorynkę Pony, na której już pierwszego dnia zaliczyłem spektakularny upadek. Mniej entuzjastycznie niż ja do tego zakupu była nastawiona moja mama, ale płomień raz rozpalony już nigdy nie zgasł. Pewnego razu w wieku 17 lat, zamiast do szkoły wybrałem się na wagary. Perspektywa włóczenia się po Warszawie okazała się być bardziej atrakcyjna niż wizja sprawdzianu z budowy bezkręgowców, więc zamiast pisać klasówkę z biologii, znalazłem się pod wejściem kina, które położone było nieopodal liceum, do którego uczęszczałem. Nie mając zbyt wielu pieniędzy w kieszeni, udało mi się przekonać kasjerkę, żeby wpuściła mnie na seans filmu „Swobodny jeździec. Nie miałem pojęcia co za chwilę zobaczę i jak bardzo zmieni to moje życie. Po 90 minutach oglądaniu filmu stałem się innym człowiekiem i już wtedy wiedziałem, że będę miał Harleya. Okazało się nie być to takie proste i długo musiałem na to czekać, szczególnie biorąc pod uwagę  opór mamy, ale na szczęście moją pasję zawsze dyskretnie wspierał ojciec. Teraz jeżdżę już na motocyklu innej marki, bo z wiekiem zacząłem bardziej cenić niezawodność i komfort. Jazda na motocyklu daje mi przede wszystkim możliwość resetu, przewietrzenia głowy i odprężenia. Telefon mam głęboko schowany i jedynym elementem, który mnie może czasem rozprasza, jest wyświetlacz nawigacji. Kiedy jadę muszę być całkowicie skupiony na tym co niezbędne, by bezpiecznie dojechać z punktu A do punktu B. Jeden z moich kolegów adwokatów wpada na pomysły w trakcie biegania, drugi gotowania, a ja miewam chwile „oświecenia” w trakcie pokonywania kolejnych kilometrów.    


Adwokat Michał Krysztofowicz, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Od ukończenia aplikacji adwokackiej skupia swoją praktykę wokół szeroko pojętego prawa karnego, specjalizuje się również w analizie ryzyka na rynku nieruchomości i compliance. Współzałożyciel działającej od 2012 r. kancelarii Karniści.pl.

Prawieoprawie