Trzeba tylko dać sobie szansę

W związku ze wspomnianym tsunami legislacyjnym, którego doświadczamy w różnych obszarach prawa, wybór specjalizacji staje się koniecznością. Jednocześnie uważam, że nie powinniśmy się zamykać na jedną specjalizację, bo wiele z nich może być ze sobą powiązanych, a ich znajomość przynosi korzyści dla naszego doradztwa i kariery zawodowej czy naukowej” – rozmowa z dr Igą Małobęcką-Szwast, radczynią prawną w Wardyński i Wspólnicy.

Cofnijmy się najpierw kilka kroków w przeszłość. Skąd wziął się pomysł rozpoczęcia studiów prawniczych? Czy gdyby miała Pani jeszcze raz podjąć decyzję o ścieżce kariery, również wybrałaby Pani prawo?

Dużą rolę w wyborze studiów odegrał mój trzy lata starszy brat, który również jest prawnikiem (adwokatem). On od zawsze był przekonany, że chce być prawnikiem. Ze mną tak nie było. Ja mocno zastanawiałam się również nad studiami ekonomicznymi i lingwistycznymi, ale w końcu jego entuzjazm udzielił się również i mnie. Czy wybrałabym prawo jeszcze raz? Choć na początku kariery wcale nie było to takie oczywiste, to z perspektywy czasu widzę, że była to dobra decyzja – studia prawnicze dają mnóstwo możliwości i ścieżka kariery kancelaryjnej to tylko jedna z wielu opcji, którą można wybrać po ich ukończeniu.

Radca prawny czy radczyni prawna – którą formę Pani preferuje? Co przesądziło o wyborze tej aplikacji?

Zdecydowanie preferuję radczyni prawna. Może dla niektórych osób wciąż brzmi to nienaturalnie, ale tak samo na początku śmieszne mogły wydawać się „aktorki”, czy „piosenkarki” – teraz nikt nie zastanawia się nad słusznością stosowania feminatywów w takich kontekstach. Warto zatem oswajać społeczeństwo również z „radczyniami prawnymi” i „adwokatkami”. Przy czym zaznaczam, że jestem tu zwolenniczką zapewnienia wyboru kobietom wykonującym ten zawód. Znam prawniczki, które z różnych przyczyn wolą, by zwracać się do nich per „radca prawny” i to też jest w porządku. Każda z nas sobie na to zapracowała samodzielnie i sama wie najlepiej z jaką formą czuje się bardziej komfortowo. Co do aplikacji, to ja wybrałam alternatywną ścieżkę dojścia do zawodu, którą umożliwiają ustawy zawodowe. Obroniłam doktorat i miałam kilkuletnią praktykę w kancelarii prawnej (art. 25 ust. 1 pkt 5 lit. b ustawy o radcach prawnych). Zawód radcy prawnego wybrałam głównie dzięki możliwości świadczenia pomocy prawnej na podstawie umowy o pracę (bycie adwokatem takiej możliwości nie daje). Obecnie w mojej ocenie jest to jedyna istotna różnica, która odróżnia zawód radcy prawnego i adwokata, ale może – tak jak w moim przypadku – być czynnikiem decydującym przy wyborze między tymi dwoma zawodami.

Specjalizuje się Pani w prawie ochrony danych osobowych i prawie nowych technologii. Czy w którejś z tych dziedzin czuje się Pani lepiej? A może obie zajmują równe miejsce w hierarchii Pani zainteresowań?

Tak naprawdę mam więcej specjalizacji i trudno mnie prosto zaszufladkować. Na różnych etapach swojej edukacji i kariery zawodowej oraz naukowej interesowałam się różnymi obszarami prawa i większość z tych zainteresowań przekułam w swoje specjalizacje. Podczas studiów na Uniwersytecie Warszawskim zafascynowałam się prawem Unii Europejskiej, z tego przedmiotu cały czas prowadzę też ćwiczenia dla studentów prawa i w Katedrze Prawa Europejskiego broniłam swój doktorat. W trakcie studiów zainteresowałam się również prawem ochrony konkurencji i konsumentów, które zgłębiałam podczas studiów magisterskich w Utrechcie w Holandii (LL.M. in Law and Economics). To właśnie stykowi prawa ochrony konkurencji i konsumentów oraz prawa ochrony danych osobowych poświęciłam swój doktorat i dużą część swojej pracy naukowej. Podczas pracy w kancelarii rozwinęłam natomiast swoje specjalizacje w zakresie prawa ochrony danych osobowych i szeroko pojętego prawa nowych technologii. Wszystkie te dziedziny (specjalizacje) są bliskie mojemu sercu, ale oczywiście nie jestem w stanie wszystkich rozwijać z równą intensywnością. Każda z tych dziedzin doświadcza czegoś, co określamy mianem tsunami legislacyjnego i trudno jest nadążyć nad wprowadzanymi zmianami. Mając na uwadze tempo zmian i liczbę przyjmowanych wytycznych, wyroków, ustaw, aktów unijnych trudno powiedzieć, w której specjalizacji czuję się lepiej – w każdej mam poczucie, że dużo jeszcze przede mną, ale to chyba sedno naszego zawodu – ciągle trzeba się uczyć. Nie jesteśmy w stanie w pewnym momencie powiedzieć „stop, teraz już wszystko wiem” i tylko odcinać kupony. Możemy powiedzieć „o, teraz chyba rozumiem, jaka jest logika tej dziedziny prawa, mogę działać dalej”. Aktualnie najbliższa mojemu naukowemu i zawodowemu sercu jest tematyka ochrony danych osobowych, regulacji rynków i usług cyfrowych oraz sztucznej inteligencji, ale przy każdej nadarzającej się okazji staram się pielęgnować również inne.

Specjalizacja to Pani zdaniem jeszcze kwestia wyboru czy już konieczność? Jakie specjalizacje Pani zdaniem zyskają na znaczeniu w najbliższym czasie?

W związku ze wspomnianym tsunami legislacyjnym, którego doświadczamy w różnych obszarach prawa, wybór specjalizacji staje się koniecznością. Jednocześnie uważam, że nie powinniśmy się zamykać na jedną specjalizację, bo wiele z nich może być ze sobą powiązanych, a ich znajomość przynosi korzyści dla naszego doradztwa i kariery zawodowej czy naukowej.

Na studiach często jesteśmy zafascynowani prawem karnym, cywilnym czy handlowym, a to tak naprawdę ułamek tego, w czym możemy się specjalizować. Trzeba tylko dać sobie szansę, spróbować nauczyć się czegoś od zera, iść na studia podyplomowe czy szkolenia dotyczące obszaru, z którym nie mieliśmy do czynienia podczas studiów, a wydaje nam się interesujący. Nawet odbywając praktyki w kancelarii warto próbować wejść w inne dziedziny prawa, z którymi nie mieliśmy styczności na studiach.

Myślę, że na pewno warto interesować się doradztwem regulacyjnym w obszarach takich jak: FinTech, life sciences, usługi cyfrowe i e-commerce, czy sztuczna inteligencja. Obserwując to, co dzieje się na rynku, prawnicy o takich specjalizacjach na pewno nie będą narzekać na brak pracy w najbliższym czasie.

Na podstawie Pani doświadczeń i obserwacji, czy jest Pani w stanie przewidzieć, jak zmieni się rynek prawniczy w najbliższej przyszłości?

Będziemy musieli dostosować się do wyzwań, które niosą ze sobą nowe technologie i nauczyć się je wykorzystywać w naszej pracy (w szczególności narzędzia legaltechowe). Niektóre z nich (jak np. generatywna sztuczna inteligencja, GenAI) sprawią, że pewne czynności, zwykle mniej złożone i powtarzalne, będzie wykonywała za nas technologia. Wbrew opinii niektórych, nie uważam jednak, że technologia (w tym GenAI) zastąpi prawników. Na pewno jednak zmieni naszą pracę – rodzaje zadań i zleceń, które będziemy wykonywać i sposób, w jaki je wykonujemy. Już teraz systemy AI są w stanie wykonać proste analizy, czy wygenerować wzory umów, a to dopiero początek. Musimy zatem obserwować rozwój technologii w obszarze legal tech i nauczyć się z tych technologii korzystać, by dostosować je do swoich potrzeb.

Mając na względzie te zmiany, zakładając, że proste prace, czy researche będzie najpewniej wykonywała za nas technologia, nasza rola jako prawników przesunie się z „przewodnika po przepisach” jeszcze bardziej w stronę doradcy biznesowego, który (w dużym uproszczeniu) będzie doradzał klientom, jak przełożyć pomysł, który mają w głowie na biznes zgodny z przepisami.

A jakie zmiany zaszły w prawniczym świecie na przestrzeni ostatnich lat? Długo mierzyliśmy się z pandemią COVID-19. Jak w Pani ocenie wpłynęła ona na pracę prawników?

Był to na pewno szok dla branży i wielka niewiadoma dla wszystkich. Mam jednak wrażenie, że rynek się nie załamał, wręcz wyszedł z tej sytuacji silniejszy, a sama pandemia przyniosła kilka pozytywnych zmian. Po pierwsze, po pierwszym szoku, pandemia wygenerowała nowe typy zleceń (np. z obszaru pracy zdalnej, pomiaru temperatury, przetwarzania danych o przechorowaniach czy szczepieniach), a tematy te do dziś generują dla nas pracę. Po drugie, to co dla mnie osobiście jest ważne, czyli praca zdalna. Pandemia uświadomiła pracodawcom, że da się pracować efektywnie z domu, a presja na przychodzenie do biura zmalała. Przed pandemią praca w domu była traktowana jak dzień urlopu, u pracodawców rodziła potrzebę sprawdzania, czy pracownik na pewno pracuje. Teraz nikt o nic nie pyta. Oczywiście nie wszędzie praca zdalna czy hybrydowa się sprawdza, ale w przypadku kancelarii uważam, że zdecydowanie tak (w szczególności, jeżeli każdą godzinę musimy wpisać do tzw. time frame’u). Po trzecie, pandemia sprawiła, że zaczęliśmy chętniej korzystać z narzędzi do zdalnych spotkań. Otwarcie się na zdalne spotkania ułatwiło kontakt z klientami, często zniwelowało konieczność podróży służbowych i do tej pory oszczędza nasz czas, który jak w każdym zawodzie jest cenny.

Może się Pani pochwalić bogatym doświadczeniem akademickim – studiowała Pani nie tylko na Uniwersytecie Warszawskim, ale również na zagranicznych uczelniach. Jakie różnice zauważyła Pani w sposobie nauczania w Polsce, Niemczech i Holandii?

W Niemczech i Holandii o wiele większą wagę przykłada się do zajęć praktycznych. Ćwiczenia to naprawdę ćwiczenia, dyskusja, praca w grupach. Nawet wykłady są zwykle bardziej interaktywne i istnieje przestrzeń do dyskusji i zadawania pytań. U nas wciąż to raczej rzadkość, choć sama znam wielu świetnych wykładowców, którzy starają się taki model pracy ze studentami wdrażać. Przy czym wymaga to dużo dobrej woli i przygotowania nie tylko po stronie wykładowców, ale również studentów. W Polsce niestety mam poczucie, że duża część studentów nie chodzi na wykłady i nie czyta zadanej literatury (w przypadku mojego przedmiotu to zwykle wyroki TSUE) – bez takiego merytorycznego przygotowania nie jest możliwe prowadzenie zajęć opartych o dyskusję, więc ćwiczenia to często powtórzenie wykładu. A to właśnie w dyskusji, możliwości wyrażania swoich poglądów, odpowiadania na uwagi innych, upatruję zalet studiów w Niemczech i Holandii. Tam wykłady są obowiązkowe, u nas wciąż w większości nie. Dodatkowo, szczególnie w Holandii, jest duży nacisk na pracę w grupie, np. grupą musimy stworzyć esej na zadany temat, co wymusza wymianę poglądów, starcie się z różnymi osobowościami i dojście do porozumienia w konkretnym terminie. To jest szalenie przydatne w życiu, nie tylko w pracy kancelaryjnej. Nasze studia nacisk kładą na rozwój kompetencji indywidualnych, które też są bardzo istotne, ale w mojej ocenie brakuje tego elementu dyskusji, wymiany poglądów czy pracy w grupie. Stąd nie dziwię się, że takim zainteresowaniem cieszą się seminaria i spotkania organizowane przez koła naukowe z praktykami i akademikami, które dają przestrzeń do dyskusji – szczególnie dla tych studentów, którzy chcą zgłębić konkretną tematykę. 

Jak czuje się Pani po drugiej stronie uczelnianej Sali – jako wykładowca akademicki? Jaką największą wartość dostrzega Pani w pracy ze studentami?

Choć moje początki jeszcze jako doktorantki prowadzącej ćwiczenia były stresujące, to teraz czuję się wspaniale. Bardzo lubię tę pracę i lubię kontakt ze studentami. Zajęcia od początku prowadzę w podobny sposób, staram się bardziej stawiać na dyskusję i zadawanie pytań. Każdy rocznik, każda grupa jest inna i szalenie ciekawe jest obserwować i słuchać, co mają do powiedzenia w zasadzie w tych samych tematach, o które pytam od prawie 8 lat. Gdybym miała więcej czasu, to mógłby powstać z tego niezły materiał do analiz socjologicznych. Największą wartością jest dla mnie właśnie to, co mają do powiedzenia moi studenci i to, że wciąż się od nich uczę.

Poza tym, może zabrzmi to śmiesznie, ale zajęcia ze studentami z tak obszernego przedmiotu, jakim jest prawo Unii Europejskiej, gdzie każdy student może zapytać o wszystko (niekoniecznie tylko o to, co wiem i co jest w podręczniku) nauczyły mnie mówić „nie wiem, ale sprawdzę i dam znać”. Taka pokora do swojej wiedzy i szczerość w komunikacji procentują też w praktyce – naprawdę rzadko w pracy kancelaryjnej okazuje się, że możemy „z marszu” odpowiedzieć na pytanie klienta. Dlatego warto dać sobie komfort powiedzenia „muszę to przeanalizować i dam znać jutro”. 

Czy ma Pani jakieś rady, którymi chciałaby się podzielić z młodymi adeptami prawa?

Po pierwsze, warto szukać różnych zagadnień, które nas interesują i dać sobie szansę w różnych dziedzinach. Chciałaś/eś zajmować się prawem handlowym? Świetnie, ale może okazać się, że nagle zainteresuje Cię prawo energetyczne, czy prawo ochrony środowiska. Daj sobie szansę i czas, żeby popróbować wielu rzeczy. Nie bój się zrezygnować z czegoś, co jednak Cię nie interesuje, z czym się męczysz – nikogo nie zawiedziesz, jesteś młoda/y, możesz szukać swojej drogi. Skoro większość życia i tak spędzamy w pracy, to chociaż spędźmy je zajmując się tym, w czym czujemy się komfortowo. Po drugie, dbaj o siebie, swoje zdrowie, hobby, rodzinę, życie poza pracą. Praca to tylko praca, niech nie przysłoni tego, co dla Ciebie naprawdę ważne.

Jest Pani autorką licznych publikacji naukowych. Czy praca nad którąś z nich była szczególnie ciekawa lub wyjątkowo trudna? Z której jest Pani najbardziej dumna?

Zdecydowanie największym, ale jednocześnie najciekawszym wyzwaniem naukowym było dla mnie napisanie pracy doktorskiej, która później – zaktualizowana i z drobnymi zmianami – została opublikowana przez wydawnictwo CH Beck („Big Data and the Abuse of a Dominant Position by Data-Driven Online Platforms under EU Competition Law”). Ciekawa, bo ta książka to wynik mojej pasji do tematyki unijnego podejścia do regulacji platform internetowych i wykorzystaniu przez nie danych. Trudna, bo naprawdę było wiele chwil zwątpienia nad pustym plikiem w wordzie. Praca nad doktoratem czy książką wymaga dużo dyscypliny, systematyczności i cierpliwości. Poza tym, za każdą z moich publikacji stoi jakaś historia czy miłe wspomnienie. Ostatnio współpracowałam przy komentarzu do Aktu o usługach cyfrowych (DSA) ze świetną prawniczką i uważam, że to było niesamowicie wzbogacające doświadczenie dla nas obu – obie się czegoś od siebie nauczyłyśmy i uzupełniałyśmy swoje przemyślenia, co przyniosło namacalny efekt w postaci naszych (uważam – całkiem dobrych 😊) komentarzy do konkretnych przepisów DSA. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że praca w grupie – również naukowo – może mieć wiele plusów.

Doradza Pani w czterech językach – po polsku, angielsku, niemiecku i hiszpańsku. Jaką rolę odgrywa nauka języków w pracy prawnika? Czy uważa Pani, że znajomość przynajmniej jednego języka obcego to współcześnie podstawa w tym zawodzie?

Uważam, że znajomość języka angielskiego to podstawa pracy w zawodzie prawnika, szczególnie w kancelariach prawnych. Oczywiście zależy od tego, czy wybierzemy karierę w kancelarii z międzynarodowym czy polskim portfolio klientów, bo nacisk na potrzebę znajomości tego języka może być tam odmienny. Przy czym patrzyłabym na znajomość języków bardziej jak na klucz, który nam otwiera więcej ścieżek, niż jak na przykrą konieczność, którą musimy spełnić. Naprawdę, języki – nie tylko język angielski – przydają się wszędzie. Gdyby nie znajomość angielskiego, na pewno nie byłabym w stanie pracować dla międzynarodowych klientów, czy zderzać wyników swoich badań z naukowcami z zagranicy i prowadzić swojej działalności naukowej. Gdyby nie znajomość niemieckiego, nie miałabym dostępu do szerokiej literatury, wytycznych czy wyroków w tym języku, które wzbogacają moją pracę naukową i zawodową – podobnie hiszpański. Nigdy nie wiadomo, co może się w życiu przydać, również pozazawodowo.

Która praca wiąże się z większym stresem – w kancelarii czy na uczelni? Jak radzi sobie Pani z rozładowywaniem napięcia związanego z obowiązkami? Czy ma Pani jakieś sprawdzone sposoby na utrzymanie równowagi pomiędzy życiem prywatnym i zawodowym?

Myślę, że stres związany z pracą na uczelni, prowadzeniem zajęć, czy uczestnictwem w konferencjach i seminariach w miarę oswoiłam i z czasem stał się on dla mnie raczej przewidywalny. W kancelarii jest inaczej, bo doświadczenie nie przygotowuje nas na wszystkie możliwe scenariusze: każdy klient, każda sprawa i każdy współpracownik może być inny, co rzutuje także na poziom stresu związanego z pracą w kancelarii. Stres towarzyszy nam w każdej pracy, musimy tylko uważnie obserwować, czy wciąż dajemy sobie z nim radę, czy już nas przerasta i nie czujemy się w danej pracy komfortowo. Życie ma się tylko jedno i warto je przeżyć zgodnie ze sobą.

To, co pomaga mi rozładować stres, to czas spędzony z mężem i synem. Moim sprawdzonym sposobem na utrzymanie równowagi między życiem prywatnym i zawodowym jest wyznaczenie sobie codziennie czasu tylko dla rodziny i tylko dla siebie. Oczywiście nie zawsze to jest możliwe, ale to jest reguła, której staram się przestrzegać. W moim przypadku stres świetnie redukuje również sport – pływanie, spacery i jazda na rowerze.


Iga Małobęcka-Szwast, absolwentka studiów doktoranckich i prawniczych na Uniwersytecie Warszawskim i studentka zagranicznych uczelni. Jako radczyni prawna w kancelarii Wardyński i Wspólnicy doradza klientom m.in. w obszarach prawa ochrony danych osobowych i prawa nowych technologii. Swoją szeroką wiedzą z zakresu prawa Unii Europejskiej dzieli się ze studentami Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego jako adiunktka w Katedrze Prawa Europejskiego. Jest autorką licznych publikacji naukowych, a jej rozprawa doktorska „Big Data and the Abuse of a Dominant Position by Data-Driven Online Platforms under EU Competition Law” została wyróżniona Nagrodą Prezesa Rady Ministrów.

Prawieoprawie