W polskim społeczeństwie wciąż jest kultywowany mit niedostępnego, mówiącego obcym językiem, bardzo drogiego prawnika

„Trudno mi sobie przypomnieć, dlaczego chciałam zostać prawnikiem. Raczej myślałam o tym, jakie mam umiejętności i w jakim zawodzie będę je mogła wykorzystać” – rozmowa z Igą Bałos, współpracowniczką w dynamicznym prawnym butiku, adiunktem i wykładowczynią w Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego w Krakowie, Członkini Centrum Prawa Designu, Mody i Reklamy przy Wydziale Prawa i Administracji UŚ w Katowicach, ekspertką krajową w projekcie (2020-2024) realizowanym na zlecenie Urzędu Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej (Collection of National Key Enforcement Judgments Related to Intellectual Property Rights), autorką publikacji naukowych i artykułów w mediach, a także poczytnego bloga sprawnaedukacja.pl.

Praca, kariera naukowa, szkolenia, wystąpienia w mediach i wykłady na uczelni – jak udaje się Pani połączyć te wszystkie obszary?

Tych obszarów jest nawet ostatnio więcej. Doszły zajęcia ze studentami uczelni artystycznej, zaangażowałam się też w projekt rozwijający narzędzie SI dla prawników. Merytorycznie udaje mi się to wszystko połączyć ze względu na wspólny mianownik, czyli ochronę własności intelektualnej i nowe technologie. Jeśli chodzi o zarządzanie swoim czasem, trzeba pamiętać, że te wszystkie aktywności nie dzieją się nigdy naraz. Moim zdaniem nie warto wierzyć w porzekadło, że jeśli lubi się swoją pracę, to nie pracuje się wcale. Pracując dużo, trzeba też odpowiednio odpoczywać.

Sama o sobie na blogu pisze Pani „Gadam więc jestem… jeśli nie gadam, to piszę. W przerwach słucham, czytam i oglądam to, co mówią inni”, zatem słowo mówione, czy słowo pisane – co jest Pani bliższe i dlaczego?

Myślę, że dużo zależy od treści, które chce się przekazać. Niektóre wymagają bardziej precyzyjnego przekazu i skupienia odbiorcy. Wtedy sprawdza się forma pisana. Jestem z natury gadatliwa, mam tendencję do popadania w słowotok, jeśli temat mnie zainteresuje lub wzburzy. Zdaję sobie sprawę, że, zwłaszcza dla najbliższych mi osób, może to być uciążliwe. Z drugiej strony, ta łatwość wymowy ułatwia mi dużo w wystąpieniach publicznych, rozmowach w radio i innych sytuacjach, w których stres mógłby wpłynąć na jakość wystąpienia.

Zacznijmy od początku – co skłoniło Panią do wyboru ścieżki zawodowej?

Kiedy uczyłam się jeszcze w liceum, myślałam, że będę redaktorką jakiegoś czasopisma. Pisałam zresztą do studenckich magazynów, odbyłam praktyki w jednym z największych polskich dzienników.

Trudno mi sobie przypomnieć, dlaczego chciałam zostać prawnikiem. Raczej myślałam o tym, jakie mam umiejętności i w jakim zawodzie będę je mogła wykorzystać.

Wybór specjalizacji odbył się w drodze negatywnej selekcji: podczas studiów odrzucałam, o ile było to możliwe, wszystkie przedmioty z „kar” i „krym” w nazwie. Miałam także możliwość uczenia się prawa własności przemysłowej i zwalczania nieuczciwej konkurencji od Pana Profesora Janusza Szwaji, który współtworzył te dziedziny prawa w Polsce. Zapewne mój szacunek i podziw do niego po części wpłynęły na moje późniejsze wybory.

Czy rozważała Pani odbycie aplikacji, i podejście do egzaminu zawodowego, czy też od razu miała Pani w planach doktorat?

Po ukończeniu studiów wiedziałam, że chcę robić doktorat. Miałam wtedy dużą potrzebę wymądrzania się i wykazywania innym autorom błędów w toku myślenia. Okazało się, że praca naukowa polega jednak na czymś trochę innym, na szczęście jednak nie rozczarowałam się swoim wyborem. Ponieważ zajmowałam się tematami, które wymagały opracowania doktrynalnego w celach stosowania prawa, ze względu na brak przepisów i orzecznictwa, byłam blisko problemów praktycznych.

To nie tak, że zakładałam, że nie odbędę aplikacji. Po zakończeniu studiów otrzymałam możliwość zatrudnienia na uczelni, którą kończyłam i w której wciąż pracuję. Wówczas, zarówno pod względem finansowym jak i zakresu obowiązków, moja sytuacja była o wiele bardziej optymistyczna, niż wielu moich znajomych odbywających aplikację.

Dzisiaj pracuję jako prawnik praktyk razem z moją serdeczną koleżanką mec. Katarzyną Jasińską. To ona, będąc radcą prawnym, prowadzi działalność gospodarczą i kancelarię. Dzięki temu ja mam komfort zajmowania się wyłącznie tymi sprawami, które leżą w zakresie moich zainteresowań, a jest to luksus w pracy prawnika. Od kilku lat uzupełniamy się umiejętnościami i kompetencjami. Mam doświadczenia we współpracy z innymi prawnikami, ale taka symbioza jak z Katarzyną jest zupełnie wyjątkowa, ponieważ jesteśmy w stanie napisać jedno opasłe pismo w taki sposób, że można złożyć dwie połowy, bez dokonywania jakichkolwiek uzupełnień. Być może w innych okolicznościach rozważałabym wstąpienie do samorządu, ale obecnie nie mam takiej potrzeby.

W 2015 r. obroniła Pani rozprawę doktorską przygotowaną pod kierunkiem prof. dra hab. Janusza Szwaji „Zdatność arbitrażowa sporów dotyczących patentu”, która otrzymała dwie nagrody w XIII edycji konkursu, organizowanego przez Urząd Patentowy RP na najlepszą pracę naukową na temat własności intelektualnej. Skąd wybór tematu? Czy planuje Pani dalszą karierę naukową?

Przed wyborem tego tematu, rozpoczynałam pracę nad dwoma innymi. Poświęcony im czas na pewno nie był stracony, rozwinęłam wiele umiejętności a niektóre z przemyśleń wykorzystałam w finalnej rozprawie.

Pamiętam, że przeczytałam artykuł na temat zdatności arbitrażowej sporów dotyczących własności intelektualnej autora, którego bardzo cenię i któremu zresztą opowiadałam o tym doświadczeniu. Artykuł ten, wydany chyba w 2009 r., bazował na zagranicznych źródłach z lat ’80 XX wieku. Uznałam, że widocznie brakuje aktualnych opracowań, zwłaszcza odnoszących się do polskich realiów. Postanowiłam tę lukę wypełnić.

Karierę naukową, owszem, planuję. Jest to łatwiejsze, niż zaplanowanie prac nad książką habilitacyjną. Byłam przekonana, że będzie dotyczyła prawa patentowego i SI. Teraz jednak wiem, że na pewno zajmę się problemami przemysłu audiowizualnego, czyli dziedziny, w której mam największe doświadczenie praktyczne.

Czy prowadzi Pani zajęcia ze studentami? Jak postrzega Pani dziś studentów prawa?

Trudno jest mi wydać opinię na temat studentów prawa jako grupy. To są bardzo różni ludzie, z różną motywacją. Myślę o nich raczej jak o przedstawicielach innego, niż ja pokolenia. Staram się nie oceniać pochopnie, zrozumieć otoczenie w którym funkcjonują. Oczekuję od nich wiedzy i umiejętności, które mogli rozwinąć podczas moich zajęć. Oduczyłam się zakładać, że posiadają jakiś zestaw informacji, który miałam ja, jako studentka. Musiałam też zrozumieć, że to, że ich nie posiadają nie oznacza, że nie będą w stanie przyswoić tego, czego próbuję ich nauczyć.

Czy Pani zdaniem doktorat to dobry pomysł na rozwój kariery?

Zależy, jak postrzega się karierę. Zrobienie doktoratu ułatwiła mi praca na uczelni, ponieważ był to element moich obowiązków zawodowych. Jestem zadowolona z tego wyboru, bo mogłam robić to, co na tamtym etapie sprawiało mi satysfakcję. Miałam czas na pogłębianie wiedzy, rozwijanie różnych umiejętności. Stopień doktora nauk prawnych umożliwił mi także uczestnictwo w ciekawych projektach. Nie ukrywam jednak, że gdyby uczelnia nie umożliwiłaby mi pracy etatowej przy pisaniu doktoratu, pewnie nie byłby to początek mojej tzw. kariery.

Czy połączenie działalności biznesowej (kancelaria) z działalnością naukową (doktorat, wykładowca) – to Pani zdaniem dobry pomysł, aby wyróżnić się na rynku prawniczym?

Nie wiem czy dla naszych klientów ma to znaczenie. Stopień naukowy to dodatkowy atut np. przy sporządzaniu opinii prawnych. Uważam jednak, że jeśli doktorat nie tyle się „robi”, co prowadzi działalność naukową, to bardzo przydaje się w pracy prawnika-praktyka. Porządkuje wywód, uczy korzystania ze źródeł, każe brać pod uwagę cały kontekst a nie tylko przepisy jednej ustawy.

Jak ocenia Pani dzisiejszy rynek prawniczy? Kto i dlaczego może odnieść sukces?

Dla mnie sukces w kontekście kancelarii to nowi i powracający klienci, płacący wynagrodzenie adekwatne do umiejętności prawnika i czasu, który poświęca na pracę. Uważam, że, poza doświadczeniem i przygotowaniem merytorycznym, kluczowe są dla nas możliwości bezpośredniego kontaktu z klientami.

W polskim społeczeństwie wciąż jest kultywowany mit niedostępnego, mówiącego obcym językiem, bardzo drogiego prawnika. Pierwszy mit obalamy podczas spotkań branżowych, działalności popularyzującej wiedzę.

Dużą wartością jest praca dla stowarzyszeń, zrzeszających twórców. Jeśli chodzi o wynagrodzenia, to problem, moim zdaniem, tak naprawdę nie leży w ich wysokości. Ludzie płacą pieniądze za usługi mechanikom, kosmetologom czy projektantom wnętrz. Chodzi o to, żeby zrozumieli wartość pracy, którą wykonuje prawnik. Najszybciej pojmują to ci, którzy przychodzą do nas na skutek samodzielnego radzenia sobie ze sprawą, którą od początku powinien zająć się specjalista. Czymkolwiek i jakkolwiek prawnicy ze sobą konkurują, nie ma to kompletnie znaczenia, jeśli nie mają klientów.

Co poradziłaby Pani dzisiejszym absolwentom prawa / aplikantom? Gdzie, i jak szukać pomysłu na siebie?

Kiedy odbywałam staże w czasopismach, wiele osób powtarzało mi, że nie trzeba studiować dziennikarstwa. Trzeba umieć pisać i mieć o czym. Z wykonywaniem zawodu prawnika nie jest tak prosto, że można nie studiować prawa. Moim zdaniem, sprawdza się ta druga kwestia – trzeba mieć coś do ogrywania w kontekście prawnym. Nie warto tylko się uczyć, czy tylko pracować.

Hobby, pasja, kontakty z ludźmi, kwestie, którym z przyjemnością poświęcamy dużo czasu i których z satysfakcją się uczymy, mogą stanowić inwestycję w naszą zawodową przyszłość. Dzisiaj niemalże wszystkie dziedziny życia są regulowane przez prawo. Lubisz sporty zimowe i jeździsz na desce? Może lepiej rozumiesz okoliczności wypadków czy zakres ubezpieczenia. Pasjonujesz się malarstwem? Może właściciel galerii albo kurator wystawy opowie ci o kwestiach prawnych, związanych ze sprzedażą czy publiczną prezentacją obrazów? Jesteś młodą mamą? Zapytaj inne z czym mają problem: z powrotem do pracy, reklamacją produktów dla dzieci, wątpliwą czystością obiektów w bawialniach?

Aktualnie zajmuje się Pani branżą filmową – skąd pomysł na taką specjalizację?

To prawda, że aktualnie, ale nie wyobrażam sobie nie pracować już w tej branży. Źródłem pomysłu są dwie miłości: do kinematografii i do męża. Już w szkole podstawowej startowałam z sukcesami w konkursach wiedzy o kinie. Potem doszła fascynacja tworzeniem scenariuszy i storytellingiem. Wbrew pozorom, budowanie narracji jest bardzo zbliżone do tworzenia tekstu naukowego. Mój mąż jest operatorem kamery i współwłaścicielem domu produkcyjnego. Kiedy rozwijał działalność, byłam najlepszym spośród darmowych prawników, który mógł świadczyć dla spółki usługi. Dzięki zdobytym wtedy doświadczeniom, dzisiaj jestem, po prostu, jedną z najlepszych.

Pani zdaniem specjalizacja to dziś konieczność, czy przyjemność?

Między innymi dlatego, że nie chciałam być zmuszona przyjmować jakichkolwiek zleceń, żeby utrzymać kancelarię, nie zrobiłam aplikacji. Teraz sytuacja jest trochę inna, bo zapotrzebowanie na nasze usługi w branży audiowizualnej wciąż rośnie, jednak zamykanie się na inne obszary to wciąż pewne ryzyko. Dla mnie zatem specjalizacja to konieczność, żeby mieć przyjemność z pracy.

W jakich zagadnieniach prawa doradza Pani filmowcom?

Specjalizujmy się z Katarzyną w pomocy twórcom filmowym. To jest swoista specjalizacja w ramach specjalizacji, bo rzadko pracujemy dla producentów. Doradzamy m.in. Gildii Scenarzystów Polskich, która jest związkiem zawodowym.

Wśród swoich klientów mamy też inne stowarzyszenia, reprezentujące interesy osób, pracujących na planie. Doradzamy przy zwieraniu umów i sporach scenarzystom, reżyserom, operatorom. Działamy także ogólnie w środowisku twórczym, pracując dla autorów książek i tłumaczy.

Jakie są perspektywy dla tej branży?

Idą ciężkie czasy dla branży audiowizualnej. Dotyczy to zarówno sytuacji finansowej platform VoD, jak i środków, którymi dysponuje Polski Instytut Sztuki Filmowej. Czy to oznacza brak zapotrzebowania na usługi prawne? Może tak a może wręcz przeciwnie!

Jakie są największe wyzwania?

Z perspektywy naszych klientów, wielkim wyzwaniem, z którymi wiążą się jeszcze większe nadzieje, jest wywalczenie ustawowych tantiem z tytułu rozpowszechniania utworów audiowizualnych przez Internet, w tym platformy VoD. Dużym problemem jest także wysokość wynagrodzeń twórców, która bywa nieadekwatna względem przychodów generowanych przez film czy serial. Kolejna kwestia to próba zmniejszenia nierównowagi kontraktowej, pomiędzy producentami i twórcami, co odbywa się przy udziale podmiotów zbiorowych.

Czy filmowcy to wymagający klienci? Jaka jest ich specyfika?

Twórcy filmowi nie są homogeniczną grupą. Niektórzy są trochę zagubieni, czują presję producenta. Inni, coraz bardziej świadomi i jasno komunikujący swoje oczekiwania, przykładowo, względem negocjowanej umowy.

Skąd pomysł na prowadzenie bloga? Kim są jego czytelnicy?

Blog traktuję jako wizytówkę, informującą o tym co mnie, jako prawnika, interesuje. Forma pisanych przeze mnie tekstów ma zrywać ze stereotypem prawniczego bełkotu. To z kolei mówi trochę o mnie jako o osobie. Czytelnicy, wśród których są obecni i potencjalni klienci, nabierają słusznego przekonania, że komunikacja ze mną nie będzie problemem. Wiem, że bloga czytają zarówno twórcy, jak i inni prawnicy.

Wykorzystuje Pani też formaty video. Jakie są dalsze plany na rozwój bloga?

Blog jest dla mnie ważnym polem aktywności, wymaga jednak sporego zaangażowania. Teksty to w zasadzie felietony, analizy. Nie są to wpisy, powstające w kilka minut. Takie zamieszczam w mediach społecznościowych, na profilu FB mojego bloga. Rzeczywiście, rozważam częstsze korzystanie z form video, które do tej pory raczej były zapisem wydarzeń, w których brałam udział. Nie uważam jednak, żeby filmy mogły zastąpić tradycyjne artykuły. Wiem, że niektórzy do nich wracają, zapisują, traktują jako kompendium wiedzy.

Czy poleca Pani blog jako formę aktywności dla młodych prawników?

Nie polecam robić tego na siłę. Ponieważ blogi mogą pomóc pozycjonować stronę kancelarii, wiele witryn ma zakładkę „blog”. W niektórych przypadkach teksty pojawiały się tylko przez pierwsze trzy miesiące i były po prostu nieciekawe lub bardzo wtórne. Dla mnie blog jest miejscem na podzielenie się swoją opinią a także zachęceniem innych osób do współpracy ze mną. Żadnemu młodemu prawnikowi pisanie komunikatywnych artykułów na pewno nie zaszkodzi.

Jakie blogi Pani czyta?

Jeśli chodzi o treści prawne, szczerze mówiąc, nie mam takiej listy. Na blogi raczej trafiam robiąc research na dany temat. W kwestiach związanych dobrami niematerialnymi zwykle zerkam na teksty Magdy Miernik (www.lookreatywni.pl), Wojtka Wawrzaka (praKreacja.pl) czy Mikołaja Lecha (www.znakitowarowe-blog.pl), ale tylko dlatego, że znam autorów i nawet, jeśli czasem mogę się z nimi nie zgodzić, to ich argumentacja jest dla mnie istotna. Chętnie zaglądam na bloga www.przygodyscenarzysty.pl, prowadzonego przez Macieja Słowińskiego.

I last but not least, skoro doradza Pani filmowcom – jaki jest Pani ulubiony film? Ulubiony gatunek? Ulubiony reżyser?

Być może niektórzy mają ulubiony film, jeden, na całe życie. Ja raczej mam fazy powracania do niektórych obrazów. W licealnych czasach były to „Requiem dla snu” Aronofsky’ego czy „Mulholland Drive” Lyncha. Zawsze rozśmiesza mnie „Tajne przez poufne” braci Coen. Kiedy chce się zrelaksować i powrócić do wakacyjnej atmosfery, włączę „Call Me by Your Name” a potrzebę estetycznych kadrów i wewnętrzne ukojenie zapewni „Ból i blask”. Lubię thrillery w klimatach Finchera.

Prawieoprawie